Nie wiem dlaczego Bóg mnie wybrał. Mógł wskazać na osoby, które natychmiast opowiedziałyby na Boże wezwanie. On nigdy nie naciska, ale czeka i jest cierpliwy. Bóg zapukał do mojego serca i czekał bardzo długo aż mu je otworzę.
Dziecięce pragnienia
Od dzieciństwa lubiłam pomagać innym. W przedszkolu chciałam zostać SUPERBOHATEREM. Kiedy się zorientowałam, że ludzie nie potrafią latać ani nie posiadają super mocy, musiałam znaleźć dla siebie inną profesję. Jak większość małych dziewczynek zastanawiałam się nad wyborem kariery piosenkarki czy gwiazdy filmowej. W końcu w wieku 7 lat oznajmiłam rodzicom, że zostanę siostrą zakonną. Wtedy jeszcze nie wiedziałam kim jest siostra zakonna, ponieważ jeszcze żadnej nie znałam.
Kiedy miałam 10 lat spotkałam pierwszą siostrę. Była to s.M. Dolores ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP, która zaprosiła mnie na skupienie. Postanowiłam jej powiedzieć o moim powołaniu i zadeklarowałam się, że wstąpię do jej zgromadzenia. Siostra tylko uśmiechnęła się i z przymrużeniem oka przyjęła moje wyznanie.
Prawie jak w zakonie…
Myśl o życiu zakonnym towarzyszyła mi przez następne kilka lat. Chodziłam na skupienia organizowane przez siostry służebniczki, później także wyjeżdżałam z nimi na wakacje. Zapisałam się także do scholii parafialnej, którą prowadziła siostra felicjanka. Zaczęłam także czytać Pismo św. i pobożne książki, m.in. „Dzienniczek Siostry Faustyny”. To było dosyć niezwykłe, ponieważ w szkole podstawowej bardzo nie lubiłam czytać. Miałam nawet problem, aby wytrwać do końca lektury szkolnej.
Idąc za głosem powołania poprosiłam rodziców, bym mogła chodzić do gimnazjum prowadzonego przez siostry zmartwychwstanki. Myślałam sobie, że to będzie prawie jak w zakonie. Zaczęłam bardziej pogłębiać swoją wiarę, przeznaczając więcej czasu na modlitwę i czytanie Pisma św. Mogłam też bliżej poznać siostry w ich codziennym życiu. Wydawałoby się, ze nic nie stanie na przeszkodzie w zrealizowaniu powołania. A jednak…
Niedzielna katoliczka
Pod koniec gimnazjum zaczęłam przechodzić bunt. Jak każda nastolatka chodziłam na dyskoteki, umawiałam się z chłopcami na randki. Wiara zaczęła mi przeszkadzać, a co dopiero mówić o powołaniu. Pan Bóg zaczynał mi zabierać zbyt dużo czasu, który mogłam przecież przeznaczyć na spotkanie ze znajomymi. Zaczęłam ograniczać modlitwę dodatkową i czytanie Pisma Świętego, aż w końcu zaprzestałam tych praktyk, pozostając tylko niedzielną katoliczką. Jednak Pan Bóg nie dawał za wygraną. Wciąż słyszałam słowa wzywające mnie do pójścia za Chrystusem. Nie pasowało mi to, bo wiedziałam, że pozytywna odpowiedź na Boże wezwanie wiązałaby się ze zmianą mojego życia, które mi bardzo odpowiadało. W końcu podczas modlitwy powiedziałam Bogu, że nie chcę zostać siostrą zakonną i by dał mi święty spokój. Po tych słowach w ogóle przestałam myśleć o powołaniu. Bóg nikogo nie zmusza, ale pozostawia wybór. Dalej chodziłam na skupienia do sióstr. Jednak już nie tak często jak kiedyś. Zmieniła się też moja motywacja. Moja obecność tam była tylko ze względu na znajomych, z którymi miałam okazję się spotkać. Myślę, że Pan Bóg potrafi posłużyć się drugim człowiekiem, aby przybliżyć go do Niego.
Mówiłam „nie”, w którym dojrzewało „tak”
Przed klasą maturalna, na początku wakacji pojechałam z siostrami służebniczkami w góry do Szklarskiej Poręby. Cieszyłam się z tego wyjazdu, ponieważ bardzo lubię chodzić po górach. Jeszcze nie wiedziałam, że zmieni on całe moje życie. Podczas adoracji pytałam się Boga czego dla mnie pragnie, jaki jest Jego plan względem mnie. Przeraziłam się, gdy usłyszałam w sercu znaną mi już wcześniej odpowiedź o powołaniu. Po wielu latach zadałam w końcu Bogu to pytanie. Ale jeszcze nie byłam gotowa na odpowiedź. Przez całe wakacje MÓWIŁAM BOGU NIE. Walczyłam z Bogiem. Bałam się tego, czego ode mnie oczekuje, że sobie nie poradzę, że to nie dla mnie.. Z jednej strony uciekałam przed powołaniem, z drugiej modliłam się coraz więcej, aby Bogu wyperswadować, że to nie jest moja droga. W końcu zmieniłam taktykę. Zaczęłam się modlić: „SPRAW, ABYM CHCIAŁA, JEŚLI TY TEGO CHCESZ”. Bóg przemieniał moje serce i wlał w nie pokój. Nowy rok szkolny rozpoczęłam z pragnieniem zrealizowania swojego powołania.
Niezwykły Sylwester
Kiedy powiedziałam rodzicom, że chcę zostać siostrą zakonną nie wzięli tego na poważnie. Dopiero, gdy wróciłam ze skupienia noworocznego od sióstr i oznajmiłam im, że w Sylwestra zapisałam się do zakonu, zdali sobie sprawę, że nie żartowałam. Przez ostatni rok Pan Bóg utwierdzał mnie coraz bardziej w powołaniu. Miałam stałego spowiednika i kierownika duchowego, codziennie przystępowałam do komunii świętej, czytałam Pismo Święte i poświęcałam czas na pogłębioną modlitwę. Częściej odwiedzałam siostry. Coś mnie tam ciągnęło – a raczej KTOŚ.
Bóg wybiera
W Zgromadzeniu jestem już prawie 10 lat. Jestem szczęśliwa jako siostra zakonna. Powołanie nadal pozostaje dla mnie tajemnicą. Nie wiem dlaczego Bóg mnie wybrał. Mógł wskazać na osoby, które natychmiast opowiedziałyby na Boże wezwanie. On nigdy nie naciska, ale czeka i jest cierpliwy. Bóg zapukał do mojego serca i czekał bardzo długo aż mu je otworzę. Dziękuję Bogu, że pomimo moich niedoskonałości zaprosił mnie na drogę powołania.
Bóg wybiera Kogo chce i powołuje do konkretnego zgromadzenia. Kiedy spotykam się z siostrami zmartwychwstankami lub felicjankami, które znałam jeszcze przed wstąpieniem, pytają się mnie, dlaczego nie ich zgromadzenie. Odpowiadam: WYBRAŁAM PIERWSZĄ MIŁOŚĆ.
s.M. Celestyna Graczyk