Wierzę w świętych obcowanie… – ŚWIADECTWO
Wierzę w świętych obcowanie… – ŚWIADECTWO

 

 

Lekarze, którzy nie dawali Tacie szans na przeżycie, byli zdumieni tak nagłą zmianą stanu zdrowia. Trzech lekarzy określiło to zjawisko mianem cudu! Jeden z nich powiedział mi, że „kości Bojanowskiego pomogły”. 

 

 

Pomogła nam Matka Boża Pocieszenia z Komborni i bł. Edmund Bojanowski - Tymi słowami pragnę rozpocząć pisanie świadectwa uzdrowienia mojego Taty, Ryszarda Kwolka, który został uzdrowiony z ciężkiej choroby dzięki wstawiennictwu Maryi, Matki Bożej Pocieszenia – Pani Komborskiej oraz bł. Edmunda Bojanowskiego, Jej gorliwego czciciela.

 

Cudowne uzdrowienie z choroby serca i udaru mózgu miało miejsce w marcu 2024 r. Był to czas, kiedy w Kościele przeżywaliśmy okres Wielkiego Postu, przygotowujący wszystkich chrześcijan do celebracji najważniejszych tajemnic naszej wiary – Wielkanocy. Tegoroczny Wielki Post był zupełnie inny, zarówno dla mojej mamy, rodzeństwa, dla mnie, jak i dla całej rodziny. Mimo, że od 10 lat jestem kapłanem, nie przypuszczałem i nie byłem gotowy na to, że Pan Jezus udzieli mi daru głębokiego towarzyszenia w Jego Męce poprzez cierpienie mojego Ojca.

 

Dnia 7 marca 2024 roku mój Tato przeżył poważny zawał serca oraz udar mózgu. Był to czwartkowy dzień. Tato udał się do pracy. Od kilku lat pełnił obowiązki jako ochroniarz/porządkowy w sklepie kosmetycznym na terenie Krosna. Wcześniejsze dni oraz miesiące nie wskazywały na to, że Tato źle się czuje.

 

W niedzielę 3 marca wraz z najbliższą rodziną odwiedził mnie w parafii, w której posługiwałem. Był radosny, uśmiechnięty, cieszył się wspólnym spotkaniem, a szczególnie swoimi wnukami, które zawsze są jego „oczkiem w głowie”. Spędzał czas na zabawie z nimi. Nic nie wskazywało na to, że czuje się źle…



7 marca, w ten czwartkowy dzień, podczas obowiązków w pracy, Tatuś zauważył na kamerze monitoringu mężczyznę, który dopuścił się kradzieży towaru na terenie sklepu. W poczuciu odpowiedzialności za pełniony obowiązek, Tato zainterweniował i zatrzymał złodzieja na „gorącym uczynku”. Zaczął się pościg za złodziejem, który uciekł z miejsca kradzieży. Złodzieja udało się zatrzymać. W momencie, kiedy na miejsce zdarzenia przyjechała policja, mój Tato przewrócił się i stracił przytomność. Obecni współpracownicy podjęli próbę reanimacji. Do momentu przyjazdu karetki pogotowia ratunkowego, Tatę reanimowali koledzy z pracy, a także złapany złodziej, który okazał się być „Aniołem Stróżem”. Życie Tatusia było zagrożone, w karetce pogotowia ratunkowego akcja serca zatrzymała się dwukrotnie. Reanimacja trwała ok. 60 minut. Po przewiezieniu Taty do szpitala w Krośnie przystąpiono do operacji.

 

W trakcie przygotowań do zabiegu krzyżyk z wizerunkiem Chrystusa Ukrzyżowanego, który Tato miał zawieszony na szyi, zsunął się i spadł na stół operacyjny. Dopiero po operacji lekarz zorientował się, że krzyżyk leżał obok Taty. To zdarzenie było dla mnie znakiem od Pana Boga, że wszystko będzie dobrze, a Pan Bóg, jak czuły Ojciec, jest z nami, jest przy Tacie.

 

Stan zdrowia Taty po operacji był bardzo poważny. Lekarze, mimo ogromnej troski i opieki, nie mieli pozytywnej diagnozy. Po pierwszej operacji Tatuś przez 7 dni przebywał w śpiączce farmakologicznej. W czasie śpiączki wykonywał delikatne ruchy palcami u ręki, czy poruszał nogą.

 

Modliłem się i codziennie modlę się za moich rodziców, moje siostry i ich rodziny, ale od 7 marca Tatuś został otoczony szczególną modlitwą. Nie bałem się prosić o modlitwę najbliższych z rodziny, a także wielu księży oraz sióstr zakonnych. Zwróciłem się z prośbą o modlitwę do ks. Andrzeja Wydrzyńskiego, proboszcza w Komborni, aby przed obliczem Matki Bożej Pocieszenia zanosił prośby o uzdrowienie mojego Taty. Wierzę w to, że Matka Boża Pocieszenia czuwała przy Tatusiu i nad naszą rodziną, wlewając pokój i nadzieję w nasze serca. Wielu księży, szczególnie moi koledzy z rocznika święceń, odprawiało Msze św. w tym czasie o zdrowie dla Taty i wypełnienie woli Bożej. Tato był otoczony modlitwą także przez Siostry Służebniczki ze Starej Wsi oraz z licznych placówek na terenie diecezji przemyskiej i poza jej granicami. Modliły się także Siostry Służebniczki z Ameryki. Oprócz Sióstr starowiejskich modliły się Siostry dębickie, śląskie i wielkopolskie. Modlitwa Sióstr była zanoszona przez wstawiennictwo bł. Edmunda Bojanowskiego, Założyciela Zgromadzenia.

 

W poniedziałek, 11 marca, otrzymałem od znajomej Siostry zakonnej ze Starej Wsi relikwie (kawałek kości) bł. Edmunda, które do dzisiaj towarzyszą mojemu Tacie. W tym dniu rozpoczęliśmy rodzinną, 9 dniową nowennę, w której prosiliśmy Pana Boga o cud uzdrowienia Taty, właśnie za przyczyną Ojca Edmunda. Jak wspomniałem wcześniej, dużo modlitw było zanoszonych przed Cudownym Obrazem Matki Bożej Pocieszenia w Komborni.

 

Ciekawe, że bł. Edmund podczas swojego ziemskiego życia żywił ogromne nabożeństwo do Matki Bożej Pocieszenia w Górce Duchownej. Sam także napisał Godzinki o Matce Bożej Pocieszenia. Połączenie tych skojarzeń jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu i w nadziei, że Tatuś jest w dobrych rękach. Od pierwszej operacji upłynęły 4 dni, Tato wciąż przebywał w śpiączce, a pracę serca podtrzymywała aparatura medyczna. Serce Taty pracowało w 20%. Pytając jednego z lekarzy dyżurujących o stan Taty, usłyszałem słowa: „Proszę księdza, wyrwaliśmy Tatę ze śmierci. Wszystko w rękach Pana Boga”.

 

W czasie trwania nowenny staraliśmy się modlić przy Tacie. Podczas modlitwy nowenny, przyłożyłem relikwie bł. Edmunda do serca Taty, modląc się o cud uzdrowienia. W środę, 13 marca, otrzymaliśmy od lekarzy wiadomość, że serce Taty jest wyprowadzone i zostaje odłączony od sprzętu medycznego. Diagnoza, zarówno dla lekarzy, jak i dla całej rodziny była zaskakująca. Tato mógł samodzielnie oddychać. Lekarze oddziału kardiologii inwazyjnej zrobili wszystko co mogli, ale nad wszystkim czuwał Pan Bóg. Wydarzenie miało miejsce w 2. dniu nowenny. Tego samego dnia Tatę przewieziono na OIOM. Mimo, że Tatuś mógł sam oddychać, wciąż jednak pozostawał w śpiączce farmakologicznej. Na OIOM-ie, Tato przechodził przez kolejne badania, tym razem głowy. Tomograf głowy wykazał, że w mózgu nastąpiły poważne zmiany spowodowane udarem. Od ilości i jakości zaistniałych zmian będzie zależało to, jak Tato będzie funkcjonował po wybudzeniu ze śpiączki. Czy będzie nas rozpoznawał? Czy będzie pamiętał? Czy będzie mógł sprawnie poruszać się, jak dawniej? Kolejny czas czekania, bólu, niepewności. Różne uczucia i emocje mieszały się ze sobą. Pozostała głęboka nadzieja, że z tego trudnego doświadczenia Pan Bóg wyprowadzi dobro.

 

Mimo podejmowanych prób, nie udało się lekarzom wybudzić Taty. Modląc się wraz z mamą i siostrami przy Tacie, z nadzieją i wiarą przyłożyłem kolejny raz relikwie bł. Edmunda do serca i głowy Taty. Prosiliśmy Pana Boga i Matkę Najświętszą, aby Tato się wybudził i wyszedł z choroby. Lekarze, pielęgniarki, personel byli świadkami tej naszej prostej i ufnej modlitwy. Pewnego dnia jeden z lekarzy zapytał mnie wprost, czyje kostki przykładam na głowę Taty. Odpowiedziałem, że bł. Edmunda Bojanowskiego. Zauważyłem, że lekarz z zaciekawieniem zaczął szukać w komórce informacji na temat życia tego błogosławionego.

 

W czwartek, 14 marca, nastąpiła kolejna wielka zmiana w stanie zdrowia Taty. Prowadząc zajęcia w szkole w kl. 6, w pewnym momencie otrzymałem sms-a o treści: „Tato sam się wybudził. Poznaje ludzi.” Był to dla mnie kolejny dowód na to, że Pan Bóg okazał jemu i nam swoje wielkie Miłosierdzie.

 

Lekarze, którzy nie dawali Tacie szans na przeżycie, byli zdumieni tak nagłą zmianą stanu zdrowia. Trzech lekarzy określiło to zjawisko mianem cudu! Jeden z nich powiedział mi, że „kości Bojanowskiego pomogły”. Przez kolejne 1,5 miesiąca Tato przebywał w szpitalu, powoli dochodząc do zdrowia, podejmując rehabilitację. Wyniki badań były zaskakująco dobre. Tato powoli zaczął sam chodzić, samodzielnie podejmując codzienne życiowe czynności. Przed nim jeszcze długi okres leczenia. Tato, mimo niekiedy braku cierpliwości, nie poddaje się. Wiem, że zależy mu na tym, aby być zdrowym i sprawnym fizycznie.

 

Pisząc to świadectwo, jestem wdzięczny Panu Bogu za okazane nam tak wielkie Miłosierdzie. Choroba i cierpienie mojego Taty na pewno pozwoliły mi i moim bliskim głębiej przeżywać relację z Bogiem, zaufać Mu, bardziej przylgnąć do Niego i zdać się całkowicie na Jego wolę, mówiąc za Maryją: „TAK, NIECH SIĘ STANIE TWOJA WOLA”.

 

Dziękuję Panu Bogu za łaski udzielone memu Tatusiowi i za to, że przez ten cały czas wielkiej próby przeniósł całą naszą rodzinę na swych ramionach. Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie, moich rodziców i siostry swymi modlitwami. Dziękuję wszystkim księżom, siostrom zakonnym, rodzinie, znajomym za modlitwę, słowa pociechy i wsparcia. Dziękuję wszystkim lekarzom i całemu personelowi za solidną opiekę nad Tatusiem w czasie trwania choroby. Serdeczne „Bóg zapłać” kieruję w stronę ks. Andrzeja Wydrzyńskiego za modlitwę, solidarność i odwiedziny u Taty w szpitalu. Dziękuję Siostrom Służebniczkom z wszystkich czterech gałęzi Zgromadzenia za każdą modlitwę, dobroć serca i troskę o zdrowie Tatusia. Dziękuję Wspólnocie Sióstr Służebniczek z Jasionowa: s. Annie i s. Zofii za modlitwę oraz udostępnienie kaplicy domowej, w której prawie każdego dnia odprawiałem Msze Święte o zdrowie Taty.

 

Bł. Edmund Bojanowski nie mógł zostać kapłanem, ale myślę, że może być wzorem do naśladowania dla każdego kapłana. Wzorem ufności w Bożą Opatrzność, dobroć i miłosierdzie, a także wzorem gorącej miłości do Matki Najświętszej, którą tak szczególnie umiłował i wybrał. Kończąc to świadectwo, chcę przywołać jego słowa: „Im doskonalszą kto posiada prostotę ducha, tym łatwiej zrozumie sens największych nawet trudności (…) Cała nadzieja w nieprzebranym Miłosierdziu Bożym”.

 

ks. Radosław Kwolek

 

Na zdjęciu: p. Ryszard wraz z żoną i synem - ks. Radosławem