„Jestem wniebowzięta!” – można usłyszeć nieraz,
gdy ktoś bardzo czymś się zachwyci. Kiedy będę mogla zawolać:
"Jestem wniebowzieta!" I to będzie prawda, bo trafię do Domu.
„Jestem wniebowzięta!” – można usłyszeć nieraz, gdy ktoś bardzo czymś się zachwyci. I choć nikt z nas nie wie jak jest w niebie, wie dobrze, że „wniebowzięcie” jest czymś niesamowitym, zapierającym duch. Inaczej skąd byłoby obecne to powiedzenie w naszym języku potocznym? Nikt z nas w niebie jeszcze nie był, wierzymy jednak, że ktoś przed nami jest wniebowzięty. Co ma na myśli Kościół głosząc, że jedna z kobiet chodzących po tej ziemi została rzeczywiście – z duszą i ciałem – zabrana do niebieskiej chwały?
Najmłodszy dogmat z dawną tradycją
Dogmat mówiący nam, że Najświętsza Maryja Panna została wzięta z duszą i ciałem do nieba, ogłoszony (dopiero!) w 1950r. przez Piusa XII. Wiara w tę tajemnicę była jednak już od pierwszych wieków chrześcijaństwa mocno obecna w tradycji. Skąd wzięło się to przekonania? Około VII w. Ojcowie Kościoła argumentowali to tym, że „wypadałoby”, aby ktoś tak święty jak Maryja nie uległ tak po prostu rozkładowi. Skoro nosiła w swoim ciele Ciało Boga, to musiałaby być wzięta do chwały nie tylko Jej dusza, ale i ciało. Choć ten argument wydaje się być bardzo logiczny, to jednak niewystarczający. Może problem rozwikła odpowiedź na pytanie: Maryja umarła czy nie? A może zasnęła? Teologowie mieli wiele pomysłów. Który był słuszny, najprawdziwszy – jak to stwierdzić, gdy brakuje nam dowodów? Droga teologów do ogłoszenia dogmatu była długa, droga pobożności ludu – prosta i krótsza, oparta na intuicji wiary.
Więź przekraczająca wszelkie granice
Wierząc, że Matka Boża była w swym życiu stale zjednoczona z Bogiem, a więc i ze Swym Synem, wierzono także, że ta łączność przekracza wszelkie granice, nawet granice doczesności, śmierci – dlatego ciało Maryi miało być wraz z duszą zabrane do nieba. Skoro już tu na ziemi była mocno zjednoczona z Bogiem, to de facto już tu żyła jak w niebie – doskonałą więzią w Bogiem. Żyła na ziemi więzią wieczystą.
Zabrani z ziemi
Popatrzmy może jednak na to z nieco innej strony. Skąd w ogóle wzięła się taka myśl, że Pan Bóg może kogoś tak po prostu „zabrać” z tej ziemi? Pismo Święte przecież nic nie mówi nam na temat tego, co działo się z Maryją po zmartwychwstaniu i Zesłaniu Ducha Świętego. Czy mamy w Biblii choć jeden dowód na to, że ktoś został wniebowzięty? Na nasze szczęście Pan Bóg zatroszczył się o to, by i w Piśmie Świętym zostawić nam „ślady” wniebowzięcia.
Pierwszym człowiekiem, o którym czytamy, że nie umarł, był Henoch. Księga Rodzaju (Rdz 5) podaje nam, że ów Henoch żył w wyjątkowej przyjaźni z Bogiem i dlatego mając 356 lat zniknął, bo… zabrał go Bóg! II Księga Królewska również podaje nam przykład człowieka „zabranego przez Boga”. Eliasz nie umarł, też został zabrany do nieba na ognistym rydwanie na oczach swego ucznia Elizeusza. Nie ma wątpliwości, że Eliasz także był tym, który żył w wielkiej przyjaźni z Bogiem.
Zastanawiający jest także fakt śmierci Mojżesza. Wprawdzie w Księdze Powtórzonego Prawa czytamy, że umarł, jednak nikt nie wie, gdzie znajdzie się jego grób. A może i on – jeden z największych przyjaciół Boga – ten, który rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, został przez Boga zabrany i grobu po prostu nie ma?
Wniebowzięta
Jeżeli tak się dzieje z przyjaciółmi Boga, to o ileż bardziej zasługuje na to Maryja – Matka Jezusa, Służebnica Pańska, Oblubienica Ducha Świętego! A może Bóg po prostu tak bardzo kocha człowieka, tak bardzo jest szczęśliwy, gdy widzi kogoś świętego i pięknego w Duchu – kogoś, kto żyje z Nim w doskonałej przyjaźni, że nie może się na niego doczekać aż zobaczy go „u Siebie”? A może nasz Bóg jest aż taki „ludzki” (miłośnik człowieka), że bardzo pragnie bliskości tego, kto Go miłuje? Wniebowzięta przypomina, że cąłe nasze ciało i dusza są skierowane na Boga, w Nim jesteśmy obdarowani Domem.
Pragnij w niebo wzięcia!
Jedno wiemy na pewno – prawda o Wniebowzięciu Maryi uczy nas, że celem naszego życia jest osiągnięcie chwały nieba, życie w Królestwie Niebieskim. Oczywiście, nikt nie jest w stanie sam sobie na to zasłużyć. Tu nie chodzi o „silne mięśni”. Możemy codziennie zbliżać się do Boga, a On widząc nasze starania, dopełni w nas to, czego sami z siebie nie możemy osiągnąć. Maryja uczy nas, że to On uświęca swoich wiernych i pokornych przyjaciół. A może pośród wielości naszych pragnień warto, by pojawiło się jeszcze jedno: być w niebo wziętą z Maryją. Wtedy, gdy skończy się nasze ziemskie życie, gdy będziemy w niebie zachwyceni niepojętym pięknem Boga, będziemy mogli z radością zawołać: „Jestem wniebowzięta!” I to będzie prawda, bo trafimy do Domu.
s.M. Kordiana Pokucińska