Święty czy bohater?
Święty czy bohater?

W stawaniu się świętymi nie przeszkadza nam bynajmniej ani nasze ubóstwo, ani nasza słabość, ale raczej nasz brak pragnienia i łaknienia oraz samowy starczalność, które zamykają nas na dar Boży. „Nie zawężajmy naszych pragnień" - mawiała św. Teresa z Awili do swoich sióstr.

 


Świętych przedstawiano niekiedy jako czempionów ludzkich zalet, ale zapominając o tym, że często byli oni wzgardzeni i wykluczeni przez ludzi swojej epoki, uznani za szalonych albo głupich, postrzegani jako biedni i ogołoceni. Bohater i Święty to całkiem odmienne postacie. Pierre Blanchard pisze: Bohater to człowiek woli, Święty to człowiek łaski. Bohater jest przepojony swoją siłą, Święty - przekonany o swojej słabości. Bohater działa na rzecz swojej chwały, triumfu spraw doczesnych, Święty ma na względzie chwałę Boga. Bohater ma zmysł człowieka, Święty ma zmysł Boga. Święty nie jest świadkiem siły woli czy swoich cnót naturalnych; jest świadkiem szaleństwa krzyża słabości przemienionej przez łaskę. „Człowiek widzi to, co dostępne dla oczu, a Pan widzi serce" (1 Sm 16, 7). Nazbyt skomplikowaliśmy wewnętrzną modlitwę. „On wzywa nas wszystkich" - mawiała św. Teresa z Awili. Jeśli wewnętrzna modlitwa jest prosta, musi zatem być przeznaczona dla wszystkich, zwłaszcza dla świeckich żyjących w świecie, których życie nie jest szczególnie kontemplacyjne.

 


Prawdziwą drogą świętości jest droga ubogich i niedoskonałych, którzy uznają, że „każdy, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony" (Łk 18,14). Czyż nie na tym polega świętość ubogich, która - moim zdaniem - musi się stać wielką duchowością trzeciego tysiąclecia? Świętość ubogich to otwarcie się na miłość miłosierną; to odkrycie, że miłość nie polega w pierwszej kolejności na bohaterstwie, lecz na ofiarowaniu swojej słabości i otwarciu się na dar Boga, przy jednoczesnym wołaniu do Niego z samego dna naszej biedy. Nie budujemy swojej świętości - nawet nie przez swoją wielkoduszność; nie wytwarzamy świętości, posługując się wiernością, którą moglibyśmy się pysznić; przyjmujemy świętość w biednym i pokornym sercu, tak jak dobry łotr przyjął ją na krzyżu razem z ukrzyżowanym Jezusem.

 

Nazbyt często wytwarzaliśmy sobie fałszywy obraz świętości: świętość cnotliwych i doskonałych. Prawdziwi święci nie są ludźmi doskonałymi w znaczeniu w jakim rozumie to świat. Prawdziwi święci są doskonałymi dziećmi ewangelicznymi. Nie są nad-ludźmi. Są słabi i bezbronni. Często są wyśmiewani; świat odrzuca ich albo ośmiesza. Święty nie odgrywa silnego, często boi się cierpienia i - jak mówi św. Teresa od Dzieciątka Jezus - „niesie swój krzyż ze słabością". W gruncie rzeczy chodzi o zrozumienie tego, że kiedy Pan mówi, iż mamy być „doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 48), to nie wymaga, by nasze wysiłki i dzieła urzeczywistniły tę doskonałość, ale byśmy byli spragnionymi biedakami, którzy pokornie wołają do Boga. Wymaga, byśmy pragnęli świętości, która jest miłosierdziem ofiarowanym naszej nędzy, nasza świętość będzie bowiem na miarę naszego pragnienia. „Ten, kto pragnie Boga szczerym sercem, już posiadł Tego, którego miłuje". Jedynym celem modlitwy jest doprowadzenie nas do owej radykalnej pokory, o której mówi nam Jezus w Ewangelii. Jest to modlitwa biedaka pogrążonego głęboko w otchłani i wołającego o pomoc.
 

Foto: Relikwie Świętych min: Adeli, Floriana, Gerarda, Modesta.
Tekst za: „Droga niedoskonałości. Świętość ubogich” Andre Daigneau