Ewangelie okresu wielkanocnego ukazują wiele różnych spotkań Zmartwychwstałego Pana z tymi, którzy przed śmiercią Mu towarzyszyli. Może warto dziś zastanowić się, która z tych postaci jest mi najbliższa, z którą najbardziej się utożsamiam i dlaczego. Taka refleksja niech pomoże nam zobaczyć, że Jezus przychodzi do każdego i to w sposób dla każdego najwłaściwszy.
Maria Magdalena
Ta dzielna niewiasta bardzo umiłowała Pana. Gdy tylko było to możliwe udała się do Jego grobu. Jakże bardzo się zdziwiła, gdy grób zastała pusty. W swojej głowie już wszystko sobie poukładała – ktoś zabrał ciało Pana i położył w innym miejscu. Nawet do głowy jej nie przyszło, że On mógłby zmartwychwstać. Jej własne wyobrażenie zaistniałej sytuacji nie pozwoliło jej rozpoznać Jezusa. Gdy Go spotyka myśli, że to ogrodnik i pyta, gdzie ten Go położył. Dopiero, gdy Jezus wypowiedział jej imię rozpoznała Go. Być może do tej pory nikt inny nie wymawiał jej imienia w taki właśnie sposób. Gdy ON je wypowiedział natychmiast Go rozpoznała. Jezus także do mnie zwraca się po imieniu. Być może, gdy On wypowiada moje imię to i moje serce przepełnia radość i pokój.
Jan
Jan zna swoje miejsce, ale też jego serce przepełnione miłością pozwala mu ufać i widzieć sens minionych wydarzeń. Gdy wraz z Piotrem biegnie do pustego grobu i przybywa tam pierwszy, nie wchodzi do środka. Czeka na tego, który jest pierwszy wśród apostołów. Gdy jednak już wszedł za Piotrem do środka ujrzał i uwierzył. Nie potrzebował dodatkowych znaków. Ujrzał i uwierzył. I dalej, gdy Jezus pojawia się nad Morzem Tyberiadzkim a apostołowie są w łodzi to właśnie on rozpoznaje Mistrza i wskazuje Piotrowi: „to jest Pan”. Także moja miłość do Jezusa powala mi łatwiej Go rozpoznać i uwierzyć w Jego Słowo.
Piotr
Piotr, który pierwszy wszedł do pustego grobu nie uwierzył tak łatwo jak Jan. Zatrzymajmy się na chwilę nad tym co przeżywało serce Piotra. Pamiętamy jeszcze moment jego zaparcia się. Pamiętamy, że po tym wydarzeniu jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Pana. Pamiętamy, że pożałował swojego czynu i gorzko zapłakał. A teraz czeka na spotkanie. Zastanawia się czy Pan całkowicie mu przebaczy. Ma wątpliwości a jednocześnie wielką nadzieję. Jezus doskonale o tym wszystkim wie, dlatego wybiera dogodny moment i sposób osobistego spotkania z Piotrem. To właśnie nad Morzem Tyberiadzkim, gdy Piotr wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia – łowienia ryb – pojawia się Jezus. Piotr Go nie rozpoznaje, ale na słowa Jana pierwszy przypływa do brzegu. I tu mamy ten słynny i jakże piękny dialog Jezusa z apostołem. To tu Jezus trzy razy pyta Piotra o miłość i to tu Piotr trzy razy tę miłość wyznaje, ale w poczuciu własnej słabości. To tu jest dla Piotra miejsce doświadczenia przebaczenia. Także mi Jezus pragnie nieustannie przebaczać moje grzechy, przewinienia, słabości. Czeka jedynie na mój żal.
Tomasz
Gdy Jezus przyszedł do apostołów zgromadzonych w Wieczerniku w dzień zmartwychwstania, Tomasza nie było z nimi. Gdzie wtedy był? Nie wiemy. Ewangelia milczy na ten temat. Wiemy jednak, że po powrocie słysząc o spotkaniu reszty z Jezusem, nie uwierzył. Chciał zobaczyć, dotknąć, włożyć palec do rany... I Jezus spełnił życzenie Tomasza. Wiedział bowiem, że ten apostoł takiego spotkania potrzebuje. Przyszedł, pokazał, kazał dotknąć i włożyć palec do rany. I dodał: „Nie bądź niedowiarkiem lecz wierzącym”. Na to doświadczenie Tomasz wypowiada to piękne wyznanie wiary: „Pan mój i Bóg mój”. Także do mnie Jezus przychodzi i mówi: spójrz na moje rany, dotknij i włóż palec do mojego boku. I uwierz.
Uczniowie idący do Emaus
Wychodzą oni z Jerozolimy, być może po to, zapomnieć, by oderwać się od trudnych doświadczeń i wspomnień. Idą jednak i rozmawiają o tym wszystkim, czym żyją. Kiedy dołącza do nich Jezus, nie rozpoznają Go. Minione wydarzenia za bardzo przyćmiły im wzrok. Nie potrafią dostrzec światła w mroku, którego doświadczają. Jezus jednak cierpliwie tłumaczy im Pisma. Nie denerwuje się tym, że nic nie rozumieją, że nie pamiętają. Idzie i tłumaczy. A gdy dochodzą do celu zatrzymany przez nich zasiada do stołu i tam łamie dla nich chleb. Ten gest uczniowie rozpoznają bez problemu, ale w tym samym momencie Jezus znika im sprzed oczu. Ich serce jednak przepełnione jest radością i pokojem. Wracają i opowiadają o tym, co ich spotkało. Także do mnie Jezus przychodzi i cierpliwie czeka na moment w którym Go rozpoznam. Towarzysz mi, tłumaczy, pokazuje i czeka....
Przypatrując się omówionym spotkaniom spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: w jaki sposób Zmartwychwstały Pan przychodzi do mnie? Co jest przeszkodą w rozpoznaniu Go? A co sprawia, że już wiem, że to On?
s.M. Damiana Szmidt