Obecnie w kościele powszechnym przeżywamy Rok Życia Konsekrowanego. Dlatego też pragniemy dzielić się darem, który otrzymujemy od Boga - powołaniem. Jest to dar od Boga, niczym niezasłużony, ale jest także darem darowanym po to, aby nim się dzielić i świadczyć o tym, jak dobry jest Bóg i jak bardzo osobiście i niepowtarzalnie prowadzi każdego powołanego. Chcemy uchylić rąbka tajemnicy serc powołanych i podzielić się drogą naszego powołania. Tym, co czyni Bóg, jak znajduje klucze do ludzkich serc i jak to jest kiedy odddaje się Bogu życie.
Historia mego powołania zakonnego jest dla mnie wciąż na nowo odkrywanym darem, łaską i tajemnicą - wielką tajemnica Bożej Miłości do człowieka. Dlaczego ja? Do dziś nie wiem. Wystarczy, że Bóg to wie! Każdego dnia dziękuję Mu za tę wielką łaskę i każdy dzień przeżyty w Jego Oblubieńczej Miłości.
Zawsze lubiłam sport, muzykę, grę na gitarze, górskie wyprawy i leśne spacery. Mieszkałam na wsi i dlatego zakochana byłam w przyrodzie. Cieszył mnie śpiew ptaków, zachody słońca, szumiące łany zbóż… Jak każda dorastająca nastolatka marzyłam o dobrym kochającym mężu, małym domku i licznej rodzinie. Miałam już nawet wybrane imiona dla swoich dzieci. Nie znałam sióstr zakonnych ( jedynie z filmów) i dlatego taka opcja życia w ogóle nie wchodziła w grę. Rodzice byli dla mnie i moich 2 braci dobrym przykładem wiary i modlitwy toteż pamiętam, że w dzieciństwie nie opuszczaliśmy z rodzeństwem organizowanych w Parafii nabożeństw majowych przy przydrożnej kapliczce czy modlitwy różańcowej w październiku. Mimo tego, że do kościoła mieliśmy 3 km chodziliśmy na wszystkie Msze św. Roratnie. W pierwszej klasie licealnej zaczęłam chodzić na spotkania Oazowe. Były one dla mnie wielka łaską, bo dawały możliwość lepszego poznania Boga i Jego wielkiej Miłości do człowieka. Coraz więcej się modliłam i czułam się bardzo szczęśliwa.
Moja więź z Panem Bogiem pogłębiała się. Jezus był dla mnie Tajemnicą, którą chciałam coraz bardziej odkrywać. Pragnęłam Go szukać i poznawać, aby mógł wchodzić w całe moje życie, by mógł stawać się jego Panem. Od tamtego też czasu Pismo Święte stało się moją codzienna lekturą a różaniec ulubiona modlitwą. Bóg, przez Swoje Słowo bardzo mocno i konkretnie dotykał mego serca. Kiedyś natrafiłam na Ps. 37 - „Powierz Panu swą drogę. Zaufaj Mu. On Sam będzie działał”. Słowa te jak echo brzmiały w moim sercu, jakby prześladowały mnie. Nie wiedziałam dokładnie czego dotyczą, o jaką drogę chodzi. Zaczęłam jednak w swoich modlitwach coraz częściej prosić Jezusa nie tyle o dobrego męża – jak do tej pory – ale o to, by wskazał mi moją drogę życia, drogę mego powołania.
W tym czasie mój brat na Roratach wylosował kalendarz na Nowy Rok. Na ostatniej stronie była krótka notatka o życiu sióstr Klawerianek zakończona zachęcającym zdaniem – „Jeżeli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o życiu zakonnym - napisz”. Nigdy nie spotkałam siostry zakonnej i pomyślałam, że warto się dowiedzieć „czegoś więcej”. Napisałam więc list do sióstr o bardzo krótkiej treści „Chce się dowiedzieć czegoś więcej o życiu zakonnym” i wysłałam go. Nie wiedziałam po co mi te informacje, ale napisałam. Teraz, gdy patrząc z perspektywy lat na tamtą sytuację widzę, że był to pierwszy moment, kiedy w sercu odzywała się jakaś tęsknota za czymś innym, za czymś pięknym, za Miłością, której jeszcze nie odkryłam… Pan Bóg miał jednak inne plany. Nie miałam widocznie być siostra Klawerianką.
Dokładnie tydzień po napisaniu listu w niedziele do naszej Parafii przyjechały Siostry Służebniczki NMP z Katowic Panewnik. Siostry na wszystkich Mszach św. dzieliły się świadectwem przeżywanego powołania a po nieszporach zaprosiły młodzież na spotkanie. Poszłam z bratem z ciekawości ale z góry byłam nastawiona, że o nic nie zapytam, by przypadkiem któraś z Sióstr nie myślała, że chcę iść do Klasztoru. Tak też i było. To jednak co siostry mówiły odkrywało przede mną inny, fascynujący mnie świat – życie z Bogiem i dla Boga! Poczułam się tak, jakby ktoś rozwalił nagle poukładane przeze mnie puzle życia, pozmieniał wcześniej zaplanowany plan na przyszłość… Nie mogłam uwierzyć w słowa, które usłyszałam w głębi swego serca – „I ty pójdź za Mną!” Tego jeszcze wieczoru napisałam do sióstr długi list z wieloma pytaniami, których wcześniej nie miałam odwagi postawić.
W grudniu pojechałyśmy z koleżankami do Sióstr do Panewnik na dzień skupienia. To była moja pierwsza „wizyta” w klasztorze. Moje wyobrażenia grubych murów, krat, poważnych sióstr zaraz po przekroczeniu drzwi klasztoru pękły jak mydlana bańka. Cisza, przeniknięta „Czyjąś” obecnością bardzo mi się udzielała. Radość sióstr była tak autentyczna, że zaczęłam się zastanawiać co jest jej źródłem. Przy wejściu nad drzwiami wisiał duży obraz, przedstawiający mężczyznę w surducie z wiejskimi dziećmi. Okazało się później, że był to bł. Edmund Bojanowski – Założyciel Sióstr Służebniczek. Dla mnie właśnie ten obraz zrobił niesamowite wrażenie, jakby przemówił do mego serca - A więc można inaczej? Nie pisałam wcześniej, że bardzo kochałam dzieci i marzyłam o studiach pedagogicznych. Widok bł. Edmunda z dziećmi pokazał mi piękno i wartość innego życia – życia całkowicie poświęconego w służbie dzieciom i ubogich… Poczułam, jakby Ktoś powoli zaczął odkrywać przede mną tajemnicę mojego życia… Nie takiego jakie ja sobie wymarzyłam, zaplanowała choć było w nim to wszystko czego wcześniej chciałam…. Taki jest właśnie Bóg! Powołując, odpowiada na nasze pragnienia i marzenia wykorzystuje nasze talenty i zdolności. Daje to, czego chcemy ale w piękniejszym wydaniu! Od tego czasu zaczęłam się modlić nowennę za przyczyną bł. Edmunda o łaskę rozpoznania swojego powołania.
Coraz częściej pojawiała się w moim sercu myśl o życiu zakonnym ale im częściej się pojawiała tym więcej argumentów znajdowałam na to, że to nie dla mnie. Rozpoczęłam wewnętrzną walkę, o której nikomu wtedy nie mówiłam. Moim powiernikiem był Pan Bóg, któremu odkrywałam wszystkie tajniki mego serca. Ważnym momentem w podjęciu decyzji była piesza pielgrzymka do Częstochowy. Byłam wtedy rok przed maturą. Wiedziałam, że przede mną nie tylko egzamin dojrzałości ale i czas wyboru swojej życiowej drogi. W tej intencji poszłam na Jasna Górę. Modliłam się o jakiś znak, gdyż wciąż w sercu było wiele pytań i wątpliwości – co dalej? Podczas spowiedzi na Jasnej Górze, kapłan zadał mi pytanie - czy nie myślałam kiedyś o życiu zakonnym? Byłam tym tak zaskoczona, że nie wiedziałam co powiedzieć. Łzy popłynęły mi po policzku. Wiedziałam, ze to nie przypadek, że w słowach tego kapłana było pytanie samego Boga! Otrzymałam wiele prostych ale i mądrych pouczeń, które pomogły mi właśnie tam, na Jasnej Górze powiedzieć Panu Bogu swoje TAK. To był chyba jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu! Byłam taka szczęśliwa! Marzyłam tylko o jednym – by jak najszybciej móc zrealizować to największe pragnienie mego serca. Przez ten ostatni rok w szkole, nie raz przeżywałam jeszcze chwile wątpliwości, wahań i rozterek ale pomocą była mi nieustanna modlitwa do Matki Bożej, Jej Jasnogórski wizerunek i Słowo Boże, w którym Pan bardzo konkretnie mówił do mego serca, potwierdzając Swoje zaproszenie do pójścia Jego drogą. Czułam wielkie pragnienie, aby poświęcić całe swoje życie Bogu, swój czas, talenty, aby oddać Mu wszystko i należeć już tylko do Niego. Pamiętam, jak po maturze któregoś czerwcowego dnia pojechałam do Sióstr do Panewnik. Nie myślałam, że rozmowa tak się potoczy i poproszę o przyjęcie do Zgromadzenia. Minęło tyle lat a ja pamiętam, że był to pierwszy czwartek miesiąca, padał deszcz a ja wracając do domu tańczyłam pod parasolką ze szczęścia, że starczyło mi odwagi by jak Maryja powiedzieć Bogu swoje małe Fiat.
Od tamtego dnia minęło już 28 lat. Każdego dnia razem z Maryją dziękuję Bogu za Jego bezwarunkową Miłość do mnie, za łaskę powołania zakonnego, za rodzinę, z której wyszłam, za wszystkich, których Bóg postawił na mojej drodze życia, by pomogli mi odkrywać Jego plany. Dziękuję za moje Zgromadzenie, za liczne łaski, których doświadczyłam, służąc Bogu w duchu naszego Założyciela bł. Edmunda Bojanowskiego. Modlę się też codziennie o nowe powołania, aby Ci którzy usłyszą zapraszający Głos Jezusa „Pójdź za Mną” odpowiedzieli ochoczym sercem na Jego wezwanie. Dla tych wszystkich, którzy szukają swojej drogi życia dedykuje słowa Ps 37 „Powierz Panu swą drogę. Zaufaj Mu. On Sam będzie działał”. On daje siły! On daje odwagę! Wystarczy Mu tylko zaufać! Jezus każdemu z nas przygotował jedyną, niepowtarzalna drogę do szczęścia. Warto pytać i wsłuchiwać się w Jego głos. Naprawdę warto! Pan mówi do każdego z nas – „ Wystarczy Ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”
s.M. Nikola Grzegorzek