Z bł. Edmundem wśród potrzebujących.
Orędownik w trudnościach,
bo nie myslał o sobie, ale o innych
Nie myślał o sobie, ale myślał o innych. Bł. Edmunda swoje życie uczynił całkowicie oddane Bogu i bliźniemu w duchu przykazania miłości. Całe jego życie „to jeden wątek miłości, to ciągła pamięć o tym, który cierpi, a zapominanie o sobie, to ustawiczne miłosierdzie”.
Nie bał się i nie wstydził się nędzy
Był człowiekiem wykształconym i utalentowanym, więc mógł inaczej pokierować swoim życiem, oddając się np. twórczości literackiej. On jednak swój talent literacki całkowicie podporządkował celom niesienia pomocy ludziom w potrzebie, przeznaczając wszystkie dochody na cele charytatywne. Można powiedzieć, że głównym przedmiotem swojej twórczości uczynił niesienie pomocy biednym i potrzebującym i temu poświęcił swój czas, siły i zdolności. Nie bał się i nie wstydził nosić chorych na swoich ramionach i wykonywać najdrobniejsze posługi wobec chorych i ubogich. Nie wstydził się też prosić o pomoc materialną dla potrzebujących. Pocieszał, podnosił na duchu zniechęconych. Jezusowe słowa z Ewangelii: „Byłem głodny – daliście mi jeść, byłem spragniony – daliście mi pić, byłem nagi – przyodzialiście mnie, byłem chory – odwiedziliście mnie” – Bojanowski przełożył na język konkretów. W ten sposób realizował na co dzień ewangeliczne przykazanie miłości. Całą swoją osobą i wrażliwością serca dotykał nędzy ludzkiej. Gdy ktoś umierał, to mówił, że trzeba posłać po lekarza, po księdza. W czasie epidemii chciał zapewnić chorym wszelką pomoc i opiekę. Poświęcił czas i siły na to, aby w ochronkach dzieci doświadczały od niego i od sióstr dobroci! Dzieci nazywały go ojcem. Lubiły od niego coś otrzymywać. On zaś z ojcowską miłością czynił to bardzo chętnie.
Krok w krok z potrzebującym
Na kartach „Dziennika” możemy często przeczytać notatki Edmunda o sytuacjach, gdzie nie przeszedł obojętnie wobec osób będących w potrzebie. Oto niektóre z nich: „Pogoda najśliczniejsza przez cały dzień. Byłem w kościele i umówiłem się z ks. Hübnerem, że dziś o ½ do 2giej z południa, zejdziemy się z nim i ks. Preibiszem w brzózkach, aby razem pójść do Ochronki w Podrzeczu (…). Miłe w drodze ku Podrzeczu miałem zdarzenie. Spotkaliśmy babkę starą idącą po jałmużnie. Prosząc o wspomożenie, narzekała coś o zgubionym chlebie, ale tego dobrze nie zrozumiałem i zajęty rozmową z księżmi, nie dałem jej jałmużny, bo miałem tylko kilka srebrników przy sobie. Srebrnik zdawał mi się datkiem za dużym, więc opuściłem sposobność wsparcia staruszki. Bóg przecież pozwolił mi powetować przewinienie. O kilkaset kroków odszedłszy, spostrzegam na drodze kawał chleba leżący. Podniosłem, pobiegłem za babką i oprócz chleba znalezionego dałem jej srebrnika, któregom przed chwilą dać żałował. Radość babki i jej głośne błogosławieństwa ileż były więcej warte, niźli ten srebrnik i posługa! (…)Wicher i zamieć śnieżna ogromna przez dzień cały. (…)Rano zesłał mi Pan Bóg ubogiego podróżnego chłopaczka, widać bardzo nieszczęśliwego. Dałem mu spodnie, kamizelkę i złp. 1., a od Teofila koszulę – bo jego dola tułania się śród takiej zamieci do żywego mię przejęła. (…) Idąc do Instytutu, spotkałem na ścieżce zemdlałą p. Kuleszową, która wracając z kościoła nagle zasłabła. Serdecznie było mi jej żal. Orzeźwiwszy ją nieco, odprowadziłem do samego domu
Bł. Edmund nie zostawił człowieka w jego słabości i biedzie. Potrafi iść z nim, aby znaleźć dla niego pomoc i zapewnić bezpieczeństwo. Ubolewa nad obojętnością ludzi wtedy, gdy nie dostrzega pomocy w gaszeniu pożaru. W „Dzienniku” napisał: Środa 20 kwietnia 1853 r.- Wieczór pogodny, księżyc jasno świecił. O 9 tej spostrzegliśmy ogień (...), po chwili zajaśniał jak jaskrawo wscho¬dząca pełnia księżyca i wyraźnie rzucał światło na gospodarcze bu¬dynki. Był to wiatrak tamtejszy, który podobno wskutek podpalenia spłonął. Przykre na mnie uczyniło wrażenie ociąganie się ludzi do pośpieszenia ku ratunkowi. Wyszli z domów, popatrzyli i spokojnie spać poszli. Dawniej w takowych razach pamiętam większy udział: gdziekolwiek o mile i dalej pokazał się pożar, spieszyli konno pano¬wie, na wozach i pieszo wieśniacy. (...) Pewnie główna przyczyna tkwi w samolubnej obojętności na cudze nieszczęście, która to obo¬jętność w sposób zastraszający rośnie w naszych czasach i tłumi wszelkie szlachetniejsze uczucie miłości bliźniego.
Wie czym jest bieda
Wrażliwość bł. Edmunda na ludzką biedę, nieszczęście, zo¬staje wystawiona na próbę. Dostrzega bowiem, jakby w niesieniu pomocy ludziom był sam, spotykając się z obojętnością innych, po¬mimo tego, że tyle od niego otrzymują. Do Sióstr ochronki w Turwi napisał: „Ubogiego żadnego nie opuszczamy. Dotychczas dawaliśmy zawsze obiad dwojgu dzieciom, a teraz będziemy dawać i trzeciemu. Napisze; 9 kwietnia 1853 r.- Podzieliłem się z robotni¬kiem moim obiadem, przy którym mnie zastał, bo nie pojmuję, jak można w gościnności robić wyłączenia. Jeżeli jednych spraszamy na obiady, to tych, których Bóg nadarzy, przede wszystkim ugościć win¬niśmy. Piątek, 26 sierpnia 1853 -Przy piątku odwiedziłem chorych i chcąc im posłużyć starym obyczajem, nakarmiłem jednego bardzo słabego chorego, który sam łyżki utrzymać nie może. Jest to młody robotnik, Niemiec, który o mil kil¬kadziesiąt przyszedł do Pudliszek do kopania torfu.
O Bojanowskim możemy powiedzieć, że staje on w szeregu tych ludzi ubo¬gich, utożsamia się z nimi. Wie, co to znaczy cierpieć biedę. Niekie¬dy zostaje bez grosza. W Dzienniku pod datą 14 czerwca 1854 r.czytamy: „Muszę zapisać drobną okoliczność, jaka mi się dzisiaj zdarzyła, a która dowodzi, iż działają na nasze usposobienia dobre przykłady, chociażby tylko słyszane lub czytane. Przyszedł ubogi podróżny. Nie dałem mu jałmużny, bo nie miałem stosownie drobnej monety przy sobie. Czekał na dziedzińcu, aż mu służąca półtora srebrnego grosza wyniosła. Gdy odszedł, żal mi go było, że tak maleńkim wsparciem opatrzony został. Dopiero gdym już do pokoju mojego poszedł, przypomina mi się, com był u Jaroszewicza „ Matce Świętych Polskich" czytał o Magdalenie Mortęskiej, która raz jakąś niewiastę ubogą żebrzącą od siebie odprawiła, nic jej nie dawszy, czego jej tak żal było, że kazawszy ją szukać, ordynarię jej co dzień, aż do śmierci wyznaczyła. Przypomnienie to nabawiło mnie takiej niespokojności, że poszedłszy na drogę zaraz i szczęśliwym trafem spotkawszy jeszcze tego samego ubogiego, dałem mu z chęcią naj¬większy pieniążek, który przed chwilą zdawał mi się zbyt dużą jałmużną”.
Do orędownika w trudnościach
Niech te pokrótce nakreślone niektóre przykłady postaw miłości miłosiernej naszego Ojca Założyciela „zaniepokoją” i poruszą naszą wyobraźnię miłosierdzia. Prośmy często naszego Założyciela: „Ojcze Edmundzie, byłeś człowiekiem o sercu niezmiernie wrażliwym na potrzeby in¬nych, na ich duchową i materialną nędzę W pamięci ludzi zapisałeś się jako człowiek miłosierny, nie zaniedbujący żadnej okazji do pomocy potrzebującym. Bóg przez twoje ręce okazywał swoją Opatrzność wobec dzieci, chorych i ubogich. Ojcze, ty potrafi¬łeś kochać tych, którymi inni gardzą, przegranych w oczach tego świata, biednych, którzy cię otaczali. Oni garnęli się do ciebie, ponieważ dostrzegali twoją dobroć i wrażliwość na ich potrzeby.
Wyjednaj nam, Ojcze Edmundzie, łaskę serca otwartego, byśmy w biednych dostrzegały rysy Chrystusa - bezbronnego w stajence i cierpiącego na krzyżu. „Serdecznie dobry człowieku", módl się, by na końcu życia i o nas można było powiedzieć: całe ich życie „to jeden wątek miłości, to ciągła pamięć o tym, który cierpi, a zapominanie o sobie, to ustawiczne miłosierdzie".
M.M. Brygida Biedroń