Bł. Edmund wracał do źródeł, do początku czyli do Boga - znajdował czas na radość życia, w którym jest miejsce na solidną i uczciwą pracę jak i na czas odpoczynku i budowania serdecznych i trwałych więzi.
Dla wychowawców, nauczycieli, dzieci i młodzieży zbliża się upragniony czas wakacji. Po wytężonym czasie pracy i nauki każdy czeka na wakacje, wymarzony urlop, słowem: na zasłużony wypoczynek. Często się jednak okazuje, że po urlopie czy wakacjach jakoś nie jesteśmy odprężeni, a planowany czas wytchnienia nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie z wielu powodów, ale jednym z nich może być fakt, że tak naprawdę nie umiemy odpoczywać, nie znamy siebie i trudno nam znaleźć odpowiednią formę relaksu dla własnej kondycji i potrzeb. Często też myślimy, że wypoczywać oznacza „nic nie robić”, i „o niczym nie myśleć”. Nic bardziej mylnego. W jednym z artykułów chrześcijańskiego pisma pojawiła się wyjaśnienie, że „odpoczywać” znaczy „od–począć” zacząć lub raczej powrócić do początku, do źródła. A co jest naszym źródłem i naszym początkiem? Bez wątpienia naszym Początkiem jest sam Bóg i Jego stwórcze działanie w świecie. Zatem właściwie odpocząć znaczy odnowić relację ze Stwórcą, by Ten na nowo odtworzył w nas siły ducha i ciała. Jednak prawda jest taka, że ten który nie potrafi odpocząć (to znaczy wracać do Boga) w ciągu roku, wyznaczając sobie w dniu chwile na oddech i ducha, nie nauczy się tego jak z książki na kilku dniowym urlopie. Zatem zacznijmy już dziś właściwie „od-poczywać”, by cieszyć się życiem w pełni, gdy pracujemy i gdy staramy się zrelaksować. Mądre gospodarowanie czasem i własnymi siłami jest sekretem ludzi znających siebie i pokornych wobec własnych możliwości.
Wzorem właściwego łączenia pracy, modlitwy i odpoczynku może być dla nas błogosławiony patron – Edmund Bojanowski. Czytając jego Dziennik uderza wielość zajęć, w które był zaangażowany, spotkań i załatwianych spraw. Dodatkowo dochodzi fakt, że zdołał większość zrealizowanych planów i wydarzeń dnia dodatkowo opisać w Dzienniku, dzięki czemu możemy nieco wniknąć w Jego intensywną codzienność. W czym tkwi tajemnica jego codziennego zaangażowania, jego żywotności i twórczej wierności każdego dnia. Tytan pracy z diagnozą śmiertelnej choroby niech nam podpowie skąd czerpać siły i znaleźć odpowiednia hierarchię spraw, by to nie one przejmowały nad nami władzę w ciągu dnia lecz abyśmy to my byli gospodarzami tego niezwykłego daru Boga jakim jest dar czasu.
Jak wyglądał jeden z wielu dni Bojanowskiego zapisanych w Dzienniku?:
Obudziłem się przed 5tą z rana, tak jak sobie wczoraj postanowiłem[…]O 6tej wyszedłem na Mszę św. do Instytutu. Przymrozek był jeszcze mocny, śnieg okrywał pola i drogi. Przeszedłem suchą nogą po ścieżce przez łąki. Po Mszy i Komunii św. oglądałem w zakrystii obrazki i krzyżyki szwajcarskie, które Dobek do poświęcenia przyniósł. Kawę piłem z ks. St[ępińskim] i sięrotką Józią[…]Na korytarzu okoliły mię sieroty, trzymające w rękach listki bluszczowe i żądając ode mnie zielonego. Tą razą przecież zaopatrzyłem się w gałązkę świerkową, którą po drodze urwałem. Ale za poprzednią moją bytnością, nie mając nic zielonego przy sobie, przegrałem i musiałem dzisiaj za to, jak Kochanowski powiada: opłacić zakład ryczałtem[…]Pomówiłem z gospodarzamiz Szczatkowa i Małego Strzelcza względem zwózki sosien z siedmiorogowskiego boru na budowlę rozpocząć się mającą przy Instytucie. Dla złej drogi odkładają to na później. Byłem u chorych, oglądałem 20 nowych krzesełek i ryczek, które po jednem przy każdem łóżku postawione nie tylko przyczynią się do wygody chorym, ale i do porządku łóżek, których siadaniem ugniatać nie będą. W chwili obiadu odwiedziłem zgromadzone w refektarzu sieroty […]Zakrzątnąłem się ochotnie [przy nalewaniu zupy], ale mi nie szło od ręki, bo dzieci dla doświadczenia mojej zręczności, tłumnie i coraz śpieszniej z porcjami nadbiegały[…] Przed odejściem dowiedziałem się o nagłem zasłabnięciu siostry Zofii i zaraz szedłem sam po lekarza[…]Lekarza nie zastałem, lecz kazałem go prosić, aby wróciwszy niezwłocznie do Instytutu udać się raczył. Odjechałem bryczką – pieszo iść nie było już można. Po południu w domu czytałem Ojca Ravignan o Towarzystwie Jezusowe (1 kwietnia 1853)
Kika dni później:
Wstałem przed 5tą - przy pięknej pogodzie, i po małym przymrozku poszedłem do klasztoru na Mszę św., stamtąd do Instytutu. Zastałem bawiące się na słońcu dzieci Ochrony pod kolumnami domu oraz siostrę Angelinę… Po załatwieniu niektórych zatrudnień byłem u burmistrza, napisałem wniosek o udzielenie nam konsensudo budowli i załatwiłem interes co do dzieci Ochrony…Z poczty odebrałem list od St. Chłapowskiego wraz z odpowiedzią Arcybiskupa co do szpitala gostyńskiego i funduszów prowincjonalnych na sieroty pocholeryczne[…] Odjechałem z Gostynia z Mik[ołajem] Węsierskim. Po obiedzie przybył proboszcz Grzesz[kiewicz] itd…Wieczorem zrobiłem plan sytuacyjny budynków stawiać się mających przy Instytucie (11 kwietnia 1853). W innym miejscu czytamy: Błoto ogromne. Pojechałem do kościoła na prymarię. Przyjąłem Komunię św. Po kazaniu ks. Stępińskiego byłem na kawie z ks. Ostrowiczem[…] Wróciłem do domu na 10tą. Po 11tej wyjechałem z Teofilem do Gostynia. Byłem w Instytucie. Siostra Józefa pokazywała mi płótno za przeszło 50 tal. kupione. Koszule chce sierotom podług mojej propozycji robić na krój wiejski[…] Szpetne bohomazy, które znalazłem u Dobka, kazałem mu odesłać do Piekar, aby podobnych rzeczy ubliżających świętości nie rozszerzał. Woda w sklepie na 1 łokieć stoi[…] Potrzeba znowu radzić o faszynowaniu. Z Instytutu wróciłem do Kuleszy. Widziałem salę przyrządzoną na bal jutrzejszy.Jakże im się chce bawić i muzyką zagłuszać jęki coraz głośniejsze nędzy okolicznej. Z poczty w powrocie odebrałem list od Jana Koźmiana, w którym mię przestrzega o nadużyciu, jakie chłopak Dobka zrobił w Kopaszewie za ostatnią bytnością,[…]landrat składa na ubogich Gostynia i Brzezia: ryżu, soli beczkę, kartofle i pieniądze[…] Licząc porcję, czyli 1 kwartę zupy dla ubogich 3 srg., byłoby 1603 porcji – na 100 ubogich na 16 dni. Obrachunek ten ułożyłem natychmiast Potworowskiemu i jutro rychło mu go poślę, prosząc o decyzję[...]Notatki te zapisuję o ½ 1szej po północy (6 stycznia 1855)
Z tych przytoczonych kilku fragmentów wynika jasno: po pierwsze Eucharystia. Patrząc jak przeżywał dzień do zdecydowanej mniejszości należą dni gdy nie mógł pójść do Kościoła. Powodem był najczęściej było zły stan zdrowia lub nieprzejezdna droga. Od Mszy Świętej zaczynał swój dzień, a gdy nie mógł w Niej uczestniczyć pisał w Dzienniku:
Siedziałem wczoraj aż do popółnocy, a dziś za to tak zaspałem, że już nie mogłem pójść do kościoła. Najprzykrzej mi było, że musiałem dzisiejszą Komunię św. opuścić[…] Nabożeństwo przywiązane do dnia dzisiejszego odprawiłem sobie w domu, ale jednak cały dzień brakło mi czegoś, żem do kościoła nie poszedł (27 listopada 1857);
Słota – mglisto – błoto niezmierne. Ani podobna było przebrnąć pieszo do kościoła. (...) Wstałem przed 6 i na próżno. Było mi tak przykre to opuszczenie kościoła, że byłbym niezdolny do żadnego zatrudnienia (1 marca 1854). W innym miejscu: […]Co gorsza, rano dla ciągłego deszczu i ogromnego już błota, nie mogłem pójść do kościoła. Było mi to bardzo przykro, gdy od 1go maja dzisiejszy dzień jest pierwszy, co do kościoła nie idę. Do pracy nie miałem miru, więcej do dumania czułem się skłonnym, ale i myśli w jakimś dziwnym nieładzie się snuły, jak te ciemne na niebie chmury gwałtownym wiatrem pędzone (18 sierpnia 1853).
Priorytet, jakim była codzienna Eucharystia ustawiał dzień Bojanowskiego w kolejności: Bóg, a potem służba niestrudzona ile sił wystarczyło. Drobne sprawy, które każdego dnia wymagały od Edmunda troski i zabiegania nigdy nie przesłoniły mu najważniejszej troski, o ducha i wiarę. W zapiskach często można znaleźć słowa ufności w Bożą Opatrzność, która nieustannie czuwa i prowadzi pośród nawału codziennych spraw. Między opisem spotkań, redagowaniem pism i listów, jakby ukryte perły, pojawiają się słowa o tyle jestem spokojny o ile ufam Bożej Opatrzności. Błogosławiony odkrywa nie świadomy, że ktoś będzie odczytywał jego codzienne, mozolne notatki głębie swego ducha, w którym ważne miejsce miała praktyka odnoszenia myśli do Boga. Pośród wielości spraw kierowanie myśli i uczuć do nieba. Teologia nazywa to aktami strzelistymi. Krótkie westchnienia, zgodne z duchowością naszego serca mogą nam bardzo pomóc „nie zatopić się” w wirze codzienne bieganiny.
Nie można zapomnieć także o ważnym pytaniu w rozważaniu nt. gospodarowania własnymi siłami. Jak odpoczywał Bojanowski? Z Dziennika: Pogoda i bardzo ciepło. Poszedłem do kościoła na ostatnią Mszę św. i przyjąwszy św. Komunię, wróciłem do domu na kawę ( 4 kwietnia 1856)
Niespodzianie śnieg zabielił znowu pola i drogi, a ja zostawszy sam w domu, ugotowałem sobie kawy na maszynce i zasiadłem do stolika. (11 lutego 1854) Można humorystycznie powiedzieć, że nasz błogosławiony patron sporo odpoczywał przy kawie i w serdecznej rozmowie z przyjaciółmi. W Dzienniku czytamy: Resztę popołudniowych godzin spędziłem na pogadance z Ludwikiem i do późnego znowu wieczora z nim przesiedziałem (20 lutego 1854)
[…]w południem pojechałem[…]pożegnać wyjeżdżającego dziś Ludwika[…] Smutno mi było widzieć opróżnione już kąty jego pokoju, dokąd tyle razy z Instytutu wstępowałem, aby się ogrzać przy jego piecu i serce ogrzać w poufnej rozmowie (7 stycznia 1857)
Te, bardzo proste środki są możliwe dla każdego z nas. Może warto pomyśleć o zaplanowaniu spotkania z dawno niewidzianą, a bliską nam osobą przy kubku dobrej, zaprawionej miłością kawy?
Błogosławiony Edmundzie naucz nas układać nasz dzień we właściwej hierarchii spraw, abyśmy wracając do źródeł, do początku czyli do Boga znajdowali czas na radość życia, w którym jest miejsce na solidną i uczciwą pracę jak i na czas odpoczynku i budowania serdecznych i trwałych więzi.
sM. Dąbrówka Augustyn