„Człowiek jest powołany do pełni życia, która przekracza znacznie wymiary jego ziemskiego bytowania, ponieważ polega na uczestnictwie w życiu samego Boga”.
(Jan Paweł II, Evangelium vite, 1995)
Człowiek to wielka tajemnica. Zostaje poczęty w łonie matki, przychodzi na świat, wzrasta, pracuje i w końcu odchodzi, albo inaczej przechodzi do innego życia, rodzi się do innego życia. Do czego jest więc powołany? Nasuwa się jedna zasadnicza odpowiedź, Pan Bóg stwarza człowieka, by go obdarzyć bezmiarem swej miłości i jednocześnie pragnie być kochanym przez swoje stworzenie. Nasze życie jest więc wielką tajemnicą miłości, do zgłębienia której zaprasza nas Stwórca.
Przez lata studiów psychologicznych miałam okazję przyjrzeć się bliżej tej niezwykłej istocie jaką jest człowiek. Ktoś powie: „jestem tylko człowiekiem”, bo mamy przecież swoje ograniczenia, swoje niedoskonałości. Ktoś inny jednak odpowie: „jestem aż człowiekiem”, bo potrafię myśleć, potrafię czuć, przeżywać, a przede wszystkim kochać. Jestem więc aż człowiekiem. Podczas zgłębiania istoty naszego człowieczeństwa zrozumiałam, jak wielki i niezgłębiony jest człowiek, bo przecież stworzony został na obraz i podobieństwo Boga. A ja jako „specjalistka” od ludzkiej psychiki w pokorze muszę przyznać, że niewiele z tej wielkiej tajemnicy zrozumiałam, bo „człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa”, jak napisał Jan Paweł II w Redemptor Hominis. I właśnie jemu, wielkości jego człowieczeństwa i mojemu spotkaniu z nim pragnę poświęcić to krótkie rozważanie-świadectwo.
Rozpoczynając w 2003 r.pobyt w Rzymie dane mi było, za łaską Bożą, z bliska przyjrzeć się osobie naszego Świętego Polaka. Praktycznie moje życie upływało w świetle jego pontyfikatu, ale jego wielkości i świętości doświadczyłam właśnie w Wiecznym Mieście. Obserwowałam z bliska, do jakich szczytów człowieczeństwa może dojść pojedynczy człowiek. O tej wielkości przekonany był cały świat, nie tylko najbliżsi współpracownicy, osoby, które miały z nim bezpośredni kontakt, stykały się z nim w codzienności, ale każdy człowiek. Potwierdziły to uroczystości pogrzebowe, w których uczestniczył cały świat. Wielkie osobistości chyliły przed nim czoła. Przed jego człowieczeństwem uklęknął świat. Jego świętość potwierdziła beatyfikacja, którą przeżywaliśmy 1 maja 2011 r., a następnie kanonizacja w 27 kwietnia 2014 r.Nikt nie miał wątpliwości, że to był wielki i wyjątkowy człowiek.
Bliźni to ktoś bliski
W czym tkwiła jego wielkość? Powstało wiele książek, artykułów, zgłębiających tę tajemnicę. I w moim sercu i głowie często to pytanie się pojawiało. I pewnie to moje rozważanie nie wniesie niczego nowego, chcę jednak podzielić się tym, kim dla mnie był i jest nadal Jan Paweł II, co takiego szczególnego wyniosłam z jego życia i nauczania, z jego postaw i gestów.
Wiele osób podkreśla jego zjednoczenie z Bogiem, z Tym, któremu poświęcił całe swoje życie, swoje zdolności, inteligencję, wiedzę i doświadczenie, które przez lata zdobywał. On sam napisał w encyklice Evangelium vite: „Człowiek jest powołany do pełni życia, która przekracza znacznie wymiary jego ziemskiego bytowania, ponieważ polega na uczestnictwie w życiu swego Stwórcy”. W ten sposób żył życiem w pełni, rozumiał sens swego istnienia. Ale to uczestnictwo w życiu Boga nie zamknęło go na drugiego człowieka, na świat, w którym żył, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej uwrażliwiło go na innych, na ich istnienie. Myślę, że jego spojrzenie na człowieka doskonale wyrażają słowa z listu Novo millennio ineunte. Każdego bliźniego bowiem postrzegał jako «kogoś bliskiego», co pozwalało mu dzielić jego radości i cierpienia, odgadywać jego pragnienia i zaspokajać jego potrzeby, ofiarować mu prawdziwą i głęboką przyjaźń. Właśnie tak żył wielki Jan Paweł II.
Do natury człowieka należy potrzeba kochania, która zakłada nie tylko umiejętność wyrażania miłości ale i konieczności doświadczenia bycia kochanym. Naszą miłość względem drugiego człowieka w najprostszy sposób można wyrazić poprzez obecność w jego życiu, bliskość, którą ofiarowujemy zarówno w chwilach radości jak i smutku, bólu. Dzisiejszy świat aż krzyczy z bólu, który spowodowany jest samotnością, wzajemną obojętnością. By okazać swoją bliskość drugiemu człowiekowi trzeba zrezygnować z samego siebie, z własnych pragnień, czy aspiracji, zapomnieć po prostu o sobie. Doskonale to pojął Jan Paweł II. Osobiście mogłam to obserwować przy różnych okazjach. Zresztą wiele razy mogliśmy to usłyszeć lub przeczytać w świadectwach osób, które bezpośrednio się z nim spotkały. Widziałam to podczas audiencji, kiedy podchodzili do niego ludzie, znane osobistości, jak i mniej lub bardziej przypadkowe osoby, a on wszystkim okazywał jednakowe zainteresowanie. Gdy spotykał się z drugim człowiekiem zapominał o sobie, zapominał o swoim bólu, o krzyżu cierpieniu, który dźwigał.
Wiedział co komu jest potrzebne
Sama tego doświadczyłam, gdy, krótko po przybyciu do Rzymu, na jednej z listopadowych audiencji dane mi było zbliżyć się do tego świętego Człowieka. Pamiętam doskonale, co czułam. Chciałam mu tak wiele powiedzieć. W oczekiwaniu na naszą kolej, a byłyśmy prawie na samym końcu długiego wężyka ludzi, układałam sobie w głowie, co chcę mu powiedzieć. Gdy byłyśmy już bardzo blisko poproszono nas jednak byśmy nie podchodziły już osobiście do Ojca Świętego, ale ustawiły się tylko do zdjęcia grupowego, ponieważ Ojciec Święty jest już bardzo zmęczony. Bez chwili namysłu przyklęknęłam z prawej strony jego tronu, dotknęłam jego chłodnej dłoni. Nie cofnął jej. Więc w pośpiechu pozdrowiłam go w imieniu wszystkich sióstr służebniczek i zapewniłam o codziennej modlitwie w jego intencji. Wydawało mi się, że nawet mnie nie słyszał w tym zgiełku, który panował w auli Pawła VI. Prawie w tym samym momencie ks. kard. Dziwisz pozwolił nam jeszcze każdej z osobna zbliżyć się do Ojca Świętego i ucałować pierścień, prosząc jednocześnie o jego błogosławieństwo. To była dla każdej z nas wielka łaska. Dotknąć się świętego człowieka. Wracałyśmy bardzo szczęśliwe. Jednak na tym się nie skończyła dla mnie jego lekcja świętości. Z bliska widziałam, jak ten zmęczony i cierpiący Człowiek rozdawał gesty bliskości, czułości i miłości. Kogoś pogłaskał po policzku, komuś innemu spojrzał głęboko w oczy, jakby wiedział, co komu jest potrzebne. Wchodził nie jako w życie człowieka, który przed nim przyklękał. Był cały dla…
Potwierdzeniem dla mnie było także jedno ze zdjęć, które otrzymałam po tym spotkaniu. Widać na nim wyraźnie, że chociaż ten Wielki Człowiek nie miał siły odwrócić głowy, gdy zwracałam się do niego, nie miał siły odpowiedzieć na moje słowa, to jednak swoją obecność, bliskość wyraził spojrzeniem, co widoczne jest na zdjęciu.
Mieć czas dla człowieka
Drugi człowiek to dla niego wielki dar, to sam Bóg Stwórca, ukryty w swoim stworzeniu. Skoro więc kocha całym życiem Boga, to tak samo kocha człowieka. Myślę, że ludzie w Jego obecności czuli się kochani, akceptowani, jedyni. Wystarczyło nie raz tylko jedno spojrzenie, by poczuć się kimś ważnym, by poczuć się człowiekiem.
Dzisiejszy człowiek tęskniący za Bogiem, ale nie przyznający się do tej tęsknoty, czuł bliskość Boga w osobie Jana Pawła II, bo on odzwierciedlał dobroć Boga. Dla niego Bóg i drugi człowiek to niejako jedność, bo w Jezusie odkrywał szczyty i głębię człowieczeństwa, a w człowieku obraz Stwórcy. Jan Paweł II kochał Boga i kochał człowieka. Niczego nie odmawiał nie odmawiał swemu Stwórcy. Ofiarował Mu wszystko. Niczego także nie szczędził w służbie człowiekowi. W ten namacalny sposób odkrywałam, w czym tkwi istota naszego istnienia.
Ojciec Święty dotknął Miłości i tą miłość przekazywał dalej. A w tym wszystkim był człowiekiem szczęśliwym. Doskonale pamiętam jego szczery uśmiech i błysk w oczach, w spojrzeniu. On nie bał się gestów w okazywaniu miłości, ale jednocześnie potwierdzenia, że był człowiekiem w pełni szczęśliwym, bo jego szczęście było i jest zanurzone w Bogu. To był wielki człowiek drobnych gestów, czasem budzących sprzeciw otoczenia, niezgodnych z przyjętymi przepisami, ale wymagających miłości przez duże „M”.
Ojciec Święty był nie tylko blisko drugiego człowieka za życia, był i jest, chyba mogę tak powiedzieć, jeszcze bliżej po swoje śmierci. Do jego grobu mógł przyjść każdy i powiedzieć o swoich bólach i cierpieniach. On „miał i ma czas” dla każdego i myślę, że żaden z wcześniejszych świętych czy błogosławionych, nie ma nam za złe, że tak bezpośrednio udajemy się do niego z naszymi prośbami. On nam, On mi jest po prostu bliski. Był blisko człowieka i jest blisko nadal i ta świadomość sprawia, że chętnie się do niego zwracamy.
Jan Paweł II w bardzo namacalny sposób pokazał mi, do czego powołany jest człowiek i gdzie jest szczyt i głębia człowieczeństwa. To, co czytałam w książkach, słuchałam na wykładach, mogłam bezpośrednio zobaczyć w jego życiu. Nikt nie poczuje się w pełni szczęśliwy, jeśli nie otworzy się na Miłość, jeśli się z Nią osobowo nie spotka. Bóg dokonał w jego życiu wielkich rzeczy, bo on na to pozwolił na wzór, której cały się oddał. Zgodził się, by Boża miłość w nim zakrólowała i w ten sposób uczyniła wielkim jego człowieczeństwo.
Dla mnie osobiście beatyfikacja Jana Pawła II stała się świętem pełni życia, pełni człowieczeństwa, do którego przygotowywałam się pochylając się nad jego duchowym dziedzictwem. I choć bardzo chciałam być tam, blisko, na kanonizacji, osobiście uczestnicząc, to wiem, że prze ponad 6 lat pobytu tam w Wiecznym Mieście otrzymałam już bardzo wiele, wiele zrozumiałam i doświadczyłam. Ale na tym nie koniec. Ta wielka łaska jest dla mnie zadaniem, bo sama wiem, że łatwo jest podziwiać i zachwycać się kimś, jego słowami, jego mądrością, świętością, ale wsłuchać się w to, co pragnie mi powiedzieć i wcielić to w życie to trudne wyzwanie. Na jego realizację pewnie mi życia nie wystarczy. Wierzę jednak, że on – Wielki Jan Paweł II wyprosi mi potrzebne łaski i już dziś za nim powtarzam słowa z Pieśni o Bogu ukrytym:
„Boże bliski, przemień zamknięte oczy
W oczy szeroko otwarte –
i nikły podmuch duszy drgającej w szczelinach róż
otocz ogromnym wiatrem.”
sM. Amata Ekert
Czyż można by kochać Jezusa,
nie kochając Maryi, która Go karmiła,
żywiła, pielęgnowała i wychowała,
aby nam Go dać jako naszego
Odkupiciela.
św. Jan Eudes
Pozdrawiam Cię i uwielbiam
o Najświętsza Panno Pocieszenia,
przez przyczynę św. Jana Apostoła,
abym i ja za jego przykładem
zachowując czystość serca i ciała,
a Zbawiciela gorąco za życia miłując,
mógł głowę moją złożyć na jego
piersiach najświętszych w Królestwie