Czerwiec. Miesiąc miłości. Tak, miłości, bo miesiąc poświęcony Sercu Jezusowemu. I to nie takiej walentynkowej, ale miłości, która płonie aż po kres życia, sięgając za progi cierpienia i śmierci. A może to właśnie cierpienie jest progiem między naszą miłością tu na ziemi, a tą wieczną? Czy każdy musi stanąć na tym progu, aby doświadczyć mocy miłości, łagodności? Jak żyć miłością, kiedy doskwiera cierpienie czy to ciała, czy duszy? Te pytania nosiłam w sobie podczas tegorocznej uroczystości Serca Pana Jezusa. Uroczystość przeżywałam na misji w Kombou.
Dla mnie był to dzień piękny i pełen radości. Sporo czasu spędziłam we wioskach z chorymi. Ruszyłam z miejscową przewodniczką, kobietą która należy do Stowarzyszenia "Rodzina bł. Edmunda". Jak bardzo wiele doświadczyłam, zanosząc Komunię do chorych, często zapomnianych i opuszczonych.... W tych często ciemnych i ubogich kazach spotkałam ludzi spragnionych dobroci Bożej i ludzkiej. Patrząc na ich proste życie, wręcz, myślę, że prymitywne codzienne warunki, zobaczyłam twarze pełne pokoju, choć tak bardzo cierpiące. Śmiało mogę powiedzieć, że spotkałam ludzi mądrych i mocnych. Właśnie tak, mocnych, choć chodzą zgarbieni, skrzywieni, w oparciu o dwie laski, chwiejący się jak listek na wietrze. Mądrzy, bo każde słowo czytanej Ewangelii jakby wzbudzało ich natychmiastowe reakcje, przy słuchaniu rozważania, potrafili okazać swoje poruszenia.
Zawsze stawiałam IHS tam, gdzie mi wskazali, na przygotowane miejsce. W jednej, chyba najbiedniejszej kazie, napotkałam taboret ustawiony tuż przy ognisku na środku kazy. Jaka mądra kobieta. Przygotowała miejsce dla Jezusa, Ogniska Bożej Miłości przy domowym ognisku, gdzie gotuje codzienne obiad... Widok IHS przy tlejącym się ognisku tak bardzo mi zapadł w serce.... Widzę, jak bardzo ON rozgrzewa, rozpala, rozjaśnia, ale też pali. Tak z miłości spopiela.... Patrzyłam na ogień i na IHS... Zobaczyłam jasno, że to jest właśnie miłość, mądrość. Tak, mądra miłość to dać się spopieleć, spalić. To znaczy żyć pełnią życia, żyć dla NIEGO bez żadnego lęku o siebie. Przemierzając dziś kolejne dróżki i ścieżynki, rozmyte i schowane pomiędzy pagórkami i bujną zielenią w obecnej porze deszczowej, widziałam w sobie jasno wartość życia dla NIEGO. Patrzyłam dziś na chorych, ubogich i podziwiałam ubóstwo które dzieli się wszystkim. Ci ubodzy byli w stanie w swojej kazie przygotować dar: miseczka orzechów, kilka owoców, garść fasolki.... Jak bardzo mnie wzmacniali w wartości darowania tego co się ma pomimo doświadczania własnej nędzy i opuszczenia. Nic nie usprawiedliwi ludzkiego egoizmu i skąpstwa.
Spotkałam ludzi żyjących w nędzy i skrajnym ubóstwie, a jednak hojnych. Niejednokrotnie byłam zaskoczona szczodrością, zastanawiałam się jak to jest, że ubogi cierpiący człowiek zawsze znajdzie sposób na podzielenie się. Czy cierpienie daje klucze do kufra szczodrości? A może szczodrość to miłość? Trudne pytania... A oni, cierpiący mają odpowiedź. Podziwiałam mądrość, która tryska z cierpiących - przez spojrzenia, uśmiech, skurcz i ból potrafili powiedzieć mi dziś więcej niż "mądrzy tego świata".... Spotkałam tyle cierpienia, a napotkałam tyle szczęśliwych ludzi... Uświadamiam sobie na nowo, że przez spotkanie z cierpiącym i kochającym Sercem Jezusa, które bije w tysiącach, milionach cierpiących ludzkich sercach, Bóg toruje drogi do nas, aby nie porastały linami egoizmu, skąpstwa i malkontenctwem.
Boże Serce płonie, kocha i ogrzewa. Jezus cierpiał i oddał wszystko za mnie, za Ciebie. Miłość jest konkretna, miłość umie żyć w cierpieniu. Miłość umie umrzeć z miłości..., by żyć. Innej miłości nie ma. Tak żył Jezus. Czy to tylko historia życia Jezusa? Wspominam twarze moich chorych i opuszczonych braci i sióstr... Ta historia życia Jezusa i po Jezusowemu trwa.... Bóg toruje codziennie drogi tego świata, aby Ognisko Bożej Miłości jaśniało i płonęło. Może dlatego dziś mamy nowy dzień? Może dlatego dziś znów wzeszło słońce?
s.M. Daniela