Pragnę podzielić się moją nową misją jaką obecnie powierzył mi Bóg. Zaprowadził mnie do podparyskich miast we Francji, gdzie podjęłam pracę w dwóch szpitalach, które specjalizują się w leczeniu chorób nowotworowych. Odkryłam w sobie nowe powołanie, bo do tej pory pracowałam głównie z dziećmi, a nagle Bóg posyła mnie do chorych. Ale kolejny raz doświadczam, że jeśli zaufam i idę tam gdzie Bóg mi wskaże drogę, to On daje mi potrzebne łaski i sprawia że czuję się we właściwym miejscu.
Kapelanka szpitalna
Moja praca odpowiada polskiemu nazewnictwu, jako kapelanka szpitalna, we Francji brakuje kapłanów, więc trzeba ich zastąpić tam gdzie jest to możliwe. Praca w szpitalu jest dla mnie misją, to wielka odpowiedzialność, ponieważ to Kościół w osobie ks. Biskupa Michel Sentier tutejszej diecezji, posyła mnie do szpitali, by głosić Ewangelię, w laickiej Francji, gdzie Bóg został wyparty z życia publicznego, a religia została nazwana prywatną sprawą człowieka. To tutaj we Francji zrozumiałam co to jest «nowa ewangelizacja», trzeba na nowo przypominać ludziom ochrzczonym że Bóg nie umarł, że żyje i jest Obecny w naszym życiu. I to jest moje zadanie i wyzwanie w tym piętnastopiętrowym kolosie szpitalnym.
W sercu szpitala
Pracuję razem z grupą wolontariuszy, jako odpowiedzialna za pracę pastoralną chorych w dwóch szpitalach, oczywiście mamy też księdza towarzyszącego, który sprawuje Mszę Świętą i udziela Sakramentu Chorych. Na uwagę zasługują wolontariusze, kim oni są? To wspaniali ludzie, francuzi, którzy przychodzą do szpitala raz w tygodniu, aby ze swojego życia ofiarować trochę czasu drugiemu człowiekowi. Każdy z nas ma powierzone mu piętro na którym odwiedzamy chorych w ich salach.
Chorych informujemy o możliwości praktykowania kultu w szpitalu, biorąc pod uwagę że spotykamy ludzi wielu kultur i wyznań religijnych, wśród chorych spotykamy bowiem chrześcijan (katolików, protestantów, ewangelików…), muzułmanów, żydów, buddystów a także tych którzy deklarują się jako ateiści. Nasze spotkania przebiegają więc w taki sposób, aby nie było w nich prozelityzmu, co jednak jest delikatnym zaproszeniem do spotkania z Bogiem. Często chorzy mówią: «Jestem niewierzący, jestem niepraktykujący lub wyznawcą innej religii »... ale my wiemy, że w tym szpitalu religia nie jest najważniejsza, w sercu szpitala spotykamy wrażliwego człowieka dotkniętego straszną chorobą. Dlatego jesteśmy przy chorych by po prostu słuchać ich skarg, cierpienia, współczuć i nieść wsparcie i nadzieję.
Z codziennych spotkań
Martine. Tym którzy proszą, zanoszę Pana Jezusa Eucharystycznego. Jedna z chorych, Martine powiedziała z uśmiechem : «Kiedyś ja chodziłam po Jezusa do Kościoła, a teraz On przychodzi do mnie».
Sylvie. Choroba nowotworowa często stawia ludzi twarzą w twarz ze śmiercią. Zawsze bałam się tych pytań: «Dlaczego ja ? Dlaczego mój mąż, moje dziecko?». Jaką dać odpowiedź skoro nie ma żadnej? Po rozmowie z Sylvie, której mąż był w naszym szpitalu zrozumiałam. Sylvie przyszła do biura i zapytała: «Siostro, dlaczego mój mąż ? Bóg zabrał mi syna, umarł na raka, a teraz zabiera mi męża, dlaczego ?» Widzę skupioną twarz wyczekującą mojej odpowiedzi, odpowiadam: «Nie wiem, ale jednego jestem pewna, że Bóg jest z panią w tym wszystkim co pani przechodzi, inaczej nie byłaby pani taka dzielna, wiem na pewno że Bóg jest obecny w pani życiu, w tych trudnych chwilach, dlaczego tak się dziej? Nie wiem i nie mogę dać pani żadnej odpowiedzi, bo byłoby to tylko moje nieudolne wyobrażenie, ale czy prawdziwe ? I tak zostałoby pod znakiem zapytania». I wtedy Sylvie odpowiada: «Kiedy jeden z moich przyjaciół powiedział mi, że Bóg potrzebował mojego syna, wzbudziło to we mnie bunt i gorycz, krzyczałam: «A ja !? Ja nie potrzebuję mojego syna ? Świat go nie potrzebował ? Był dobry, miał dobre serce». Sylvie podziękowała mi za odpowiedź, której przecież jej nie dałam. To spotkanie utwierdziło mnie, że takie pytania lepiej zostawić bez odpowiedzi.
Przed konsultacją. Innym razem do biura przyszła chora kobieta, przed konsultacją z lekarzem, miała jeszcze trochę czasu. Pocieszałam ją: «Musi pani być silna, nie może się pani poddawać chorobie, to nie jest koniec, musi pani walczyć», kiedy zobaczyłam utkwione we mnie oczy zawachałam się... «No tak łatwo mi mówić, to nie moje ciało jest dotknięte chorobą, nie mogę tego odczuwać co pani», a ona powiedziała: « Niech siostra nam to mówi, my tego potrzebujemy». Może właśnie, to nic nowego, ale potrzebują, aby im o tym przypomnieć i po to tutaj jestem żeby dodawać odwagi, zanosić Jezusa i otaczać chorych i ich bliskich modlitwą. Modlę się przy ludziach którzy odchodzą i jestem świadkiem jak modlitwa uspokaja i dodaje pewności.
Francine. Mogę też z całą pewnością powiedzieć, że ja daję trochę, ale też i dużo otrzymuję. Jednego dnia spotkałam Francine, powiedziała że teraz będąc chora zobaczyła swoje życie, i dodała: «Jestem grzesznicą, nie chcę tak żyć, chcę zmienić swoje życie, chcę być nowym człowiekiem». Francine w chorobie spotkała Jezusa.
Christine. Innego dnia do części odizolowanej zanoszę Komunię Świętą, muszę założyć ochronne ubranie od stóp po czubek głowy, aby nie wnieść z sobą żadnych bakterii. Chora Christine obawia się przyjąć Komunię Świętą, hostię dotykał przecież księdz i ja, proponuję że zapytam pielęgniarki. Na korytarzu spotykam lekarza, pytam, on idzie ze mną do sali, lekarz pyta chorą: «Wierzy pani, że to jest chleb?», Christine nieśmiało odpowiada «To jest Jezus», lekarz odwraca się do mnie i mówi: «Siostro proszę dać Jezusa chorej». Piękne świadectwo wiary.
Jonatan. Umarł młody Jonatan, miał dopiero 30 lat, przeżywaliśmy w szpitalu ślub Jonatana z Amelią. Świadkami byli lekarze, pielęgniarki i my, ekipa pastoralna chorych. Jonatan prosił o codzienną Komunię Świętą, znaliśmy go więc wszyscy, bo każdy z nas zanosił mu Jezusa. Po dwóch dniach po swoim ślubie Jonatan odszedł do domu Ojca, zostawił dwoje małych dzieci.
Karol. Prosił bym przyniosła mu krzyżyk, zapomniałam, powiedziałam, że przyniosę jutro: «Jutro mnie już tu nie będzie, lekarze mówią, że już nie ma dla mnie nadziei, nie zobaczysz mnie już», a potem Karol głośno się modlił: «Jezu, chciałbym cię jeszcze zgłębiać i mówić o Tobie innym…»
Ruth. Idąc do chorej Ruth w korytarzu spotykam jej męża, pytam o jego żonę, on odpowiada: «Ruth modli się swój różaniec, więc wyszedłem». «To ja pomodlę się razem z Ruth» -odpowiadam, modliłyśmy się razem koronkę do Bożego Miłosierdzia. Następnego dnia o godzinie 15-stej idę do Ruth, by wspólnie modlić się z chorą, jej mąż siedzi przy łóżku żony, razem z Ruth głośno modlimy się, jej mąż milczy, po chwili włącza się do modlitwy. Następnego dnia o tej samej godzinie przychodzę do Ruth, zaczynamy modlitwę, po chwili do pokoju wpada jej mąż i zdyszany mówi: «Spieszyłem się, żeby zdążyć na modlitwę».
Michel. Z panem Michel Raineri, który często przychodził do Kaplicy szpitalnej, rozmawiałam w języku polskim, ponieważ Michel był kilka lat w Polsce, gdzie był mianowany Konsulem Generalnym Francji w Polsce, a ostatnio był Ambasadorem na Białorusi, napisał książkę o ikonach Maryjnych, ale przede wszystkim cechowała go głęboka relacja z Bogiem. Uczestniczyłam we Mszy Świętej sprawowanej w intencji zmarłego Michela Raineri, pan Michel wiedział że umiera, w ostatnich dniach swego życia przygotował oprawę liturgiczną swojej własnej Mszy pogrzebowej. Sam wybrał czytania i Ewangelię, jego komentarze do Słowa Bożego, które sam napisał zawierały uwielbienie i chwałę Boga oraz głęboką ufność i wiarę w Zmartwychwstanie, trudno było powstrzymać łzy.
Bóg zaprosił mnie do szpitala, abym Go tutaj wśród chorych spotykała. Polecam waszej modlitwie wszystkich moich przyjaciół, których ledwo poznaję, a już trzeba się żegnać, ale wierzę, że na krótko, bo kiedyś wszyscy się spotkamy w Domu naszego Ojca.
s.M. Damiana Łukaszczyk