Uderzające jest podobieństwo wypowiadanych słów ks. Piotra Semenenki z myślą bł. Edmunda Bojanowskiego. Miłość do Boga i Ojczyzny łączyła ich w dobie zaborów. Oni wspólnie i każdy wg rozeznanego powołania tworzyli Wielkie Sprawy!
Ks. Piotr Semenenko ur. 29 czerwca 1814 r. zmarł 18 listopada 1886 r.Był wybitnym filozofem i teologiem. Uczestniczył w Powstaniu Listopadowym. Poszukując woli Bożej w duchu umiłowania Kościoła Powszechnego i ojczyzny stał się współzałożycielem zgromadzenia zmartwychwstańców. W latach 1842-1845 i od 1873 był jego przełożonym generalnym. Zapisał się w historii z głównych idei duchowości zgromadzenia (zmartwychwstańcza szkoła duchowości) oraz jako znakomity rekolekcjonista i kaznodzieja. Był ceniony jako kierownik duchowy wraz z Kajsiewiczem przyczynił się do powstania zgromadzeń żeńskich, między innymi niepokalanek, zmartwychwstanek, nazaretanek, felicjanek, józefitek. Był również Konsultorem Kongregacji i doradcą Papieży. Od 1865 roku pełnił funkcję pierwszego rektora Papieskiego Kolegium Polskiego w Rzymie. Jest autorem licznych prac filozoficzno-teologicznych. Pozostawił po sobie obfitą korespondencję i dziennik.
W Dzienniku bł. Edmunda Bojanowskiego odnajdujemy liczne ślady osobistych kontaktów z ks. Piotrem. Bojanowski opierał się na jego doświadczeniu. Śmiało można powiedzieć, że należeli do grona Wielkich Polaków - Patiotów, którzy poświęcili swoje życie, zdolności i całe serce dla Ewangelii i Ojczyzny. Poniżej, na potwierdzenie, przytaczam wybrane fragmenty notatek z Dziennika bł. Edmunda.
Piątek, 19 listopada [1858]
Z o. Semenenką mówiliśmy wiele o Zakładzie Służebniczek. Obiecał mi wystarać się u Ojca Św. o zupełny odpust na krzyże Służebniczek dla konających i nadesłać dwa tuziny medali do paciorków. Nadto przyrzekł od siebie i swych współbraci artykuły popularne do naszego pisma projektowanego dla ludu oraz do „Pokłosia”. Nakłaniał mnie, abym do Rzymu przybył na dłuższy pobyt i wystawiał mi wszelkie ku temu łatwości. Serdeczność jego głęboką przejęła mnie wdzięcznością. Oby Bóg dozwolił ziścić się temu.
Sobota, 20 listopada [1858]
Z rana śnieg pada, potem się wyjaśniło i mróz mocny chwyta. Przed 10-tą przyszły konie z Góry po mnie. Byłem w Górze na Mszy o. Semenenki. (…) W południe pojechałem z o. Semenenką do Jaszkowa. Byliśmy najprzód we dworze, potem w kościółku i Ochronce. Do zgromadzonych sióstr w refektarzu przemówił serdecznie o. Semenenko i udzielił nam wszystkim błogosławieństwa. (…) Z Jaszkowa wróciłem z o. Semenenką do Góry na obiad.
Niedziela, 28 czerwca [1868]
W Górze zastałem ojca Semenenkę w kaplicy ubierającego się do Mszy św. Msza św. (…) Z Góry wyjechałem zaraz, bez obiadu, z o. Semenenko do Ojców w Śremie. Tam zwiedziliśmy nowy klasztor, wypili zdrowie jutrzejszego solenizanta o. Piotra i pojechałem z o. Semenenko do Kórnika. Po drodze rozmowa o Siostrach Niepokalanego Poczęcia i o naszych. O. Semenenko chciałby później mieć nasze w parafiach, które Ojcowie przyjmą w Galicji.
Przeżywając kolejną rocznicę Odzyskania Niepodległości naszej Ojczyzny, warto przytoczyć wybrane fragmenty jednego z kazań ks. Piotra. Kazanie O Miłości Ojczyzny pozwala nam zauważyć podobieństwo jego myśli z myślą bł. Edmunda Bojanowskiego.
Bracia najmilsi! Bóg jest miłością, powiada Jan święty. Sługa tegoż samego Boga miłości, nie mogę co innego powiedzieć. Ale dlatego właśnie i wiara, którą Bóg dał nam w Kościele i przez Kościół za przewodnika podczas tej drogi ziemskiej, i wiara nie do czego innego prowadzi, nie czego innego naucza, jedno miłości. Powiada Chrystus Pan: Ogień przyszedłem puścić na ziemię i czegóż pragnę, jedno aby się rozpalił? Jedyne pragnienie Jego, aby ten ogień, który obejmuje Niebo, objął ziemię, i uczynił z niej wielki pożar miłości, co, wznosząc się natężeniem żywiołu swego do góry, dostałby się aż do Nieba, i Niebo i ziemię połączył w jedno. Ale tego ognia nie będzie, jeśli nie będzie połączenia się iskier pojedynczych w jedno, jeżeli nie będzie miłości spólnej między ludźmi. Więc tenże sam Nauczyciel i Pan nasz Jezus Chrystus przed odejściem z tego świata nic pilniejszego nie miał, jak zalecić nam tę miłość spólną: "Przykazanie nowe daję Wam: byście się miłowali wzajemnie, jakem ja Was umiłował, abyście się i Wy wzajemnie miłowali. Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie wzajemną... Aby wszyscy jedno byli, jako Ty Ojcze we mnie a ja w Tobie, aby i oni w nas jedno byli". I jak może przyjść komu na myśl, że wiara, co wychodzi z miłości i do miłości wiedzie, może potępiać miłość Ojczyzny? Jak to? Toż by wiara kazała mieć wnętrzności dla pojedynczego bliźniego, a dla całego rodu mieć by ich zakazywała? Toż by rozpalała się spółczuciem dla nędzy wdowy lub sieroty, a cały kraj, owdowiony lub osierocony, nie byłby jej spółczucia godzien? Miałaby miłosierdzie dla żebraka lub zbolałego, a lud cały, żebrzący i bolejący, jej by miłosierdzia nie poruszył? Nie, to być nie może; wiara nie jest i być nie może przeciwną miłości Ojczyzny.
Lecz nie tylko przeciwną nie jest; owszem, bez wiary nie masz prawdziwej miłości Ojczyzny. W czasach pogańskich człowiek kochał bliźniego, kiedy się podobał jego oczom i narowom, lub też szlachetniejszemu popędowi jego serca, tym szczątkom pierworodnego ognia, złożonego przez Boga w sercu człowieka. Ale też i nienawidził, skoro mu nienawiść do duszy weszła, szedł za jej pierwszym popędem, i, jeśli kiedy brał ją na wędzidło, to tym wędzidłem była zimna rachuba jego samolubstwa, obliczenie korzyści, jakie mu jego powściągliwość przynieść może. Mniej więcej taką była i jego miłość Ojczyzny. Przyszedł Chrystus Pan, kazał nienawiści ustąpić, a miłość z owego stanu upadku podniósł i uświęcił, dał jej Boga za źródło i Boga za koniec. Nie przyszedł Chrystus Pan zniszczyć dna serca ludzkiego, nie przyniósł z Sobą innej miłości, ale tę samą, która była, przywiązał na powrót do swego początku, postawił na nowo na prawdziwej drodze, prowadzącej ją do jej końca. Miłość wtedy ożyła, wtedy tylko przestała być samolubstwem i stała się prawdziwą. Otóż i miłość Ojczyzny spoczywa na dnie serca ludzkiego, ani jej Chrystus Pan nie przyszedł niszczyć, tylko, jeśli stać się ma prawdziwą, powinna i ona być przywiązaną do swego początku i mieć swój koniec w Bogu; przyczyną jej i celem powinien być Bóg. Prawdziwą miłością tę przychodzi tu nazywać, która jest obowiązkiem, która wypływa z ustawy miłości, danej przez Boga człowiekowi i nakazaną mu jest przez Niego. Tylko wiara może dać to uczucie obowiązku, uczynić prawdziwą tę miłość Ojczyzny; wytrać ją, wytrać Boga, a miłość Ojczyzny nigdy prawdą, nigdy obowiązkiem nie będzie. (...)
O, Bracia moi! Tej prawdziwej miłości Ojczyzny nauczcie się raz przecie! Alboż to darmo pozbawił Was Bóg Ojczyzny, albo darmo rozdarł Wam serce, alboż to darmo tak Was długo w tych boleściach trzyma? Kochaliście ją nieporządnie, rzecz świętą kochaliście nieświęcie. Bóg Was chce nauczyć prawdziwej miłości Ojczyzny. Dla Boga! Już teraz idźcie za Wolą Jego. Tu pójdźcie, gdzie jest pokój; tu pójdźcie, gdzie jest moc prawdziwa; tu pójdźcie, gdzie jest życie. Nie stawiajcie już, nie stawiajcie więcej Waszej Ojczyzny przeciwko Bogu. Sami widzicie, że nie macie przyczyny. Teraz szukajcie Boga samego, szukajcie szczerze. Przychodźcie z całą prawdą uczucia. Zdejmcie obuwie z nóg Waszych, Bracia, precz odrzućcie wszelką płochość umysłu, wszelką lekkość serca, wszystkie płonne uprzedzenia. Obudźcie wszystko, co tylko w Waszym sercu jest dobrego, świętego, wielkiego. Czas już; powstańcie z obojętności i znużenia, z tej śmierci, w której śpicie. Cóż to za życie Wasze? Co za życie bez Boga? Jakżeście dotychczas nie umarli ze czczości? O, Bracia! Szukajcież, szukajcie Boga! O, Bracia moi! do Boga! do Boga! do Boga! Amen.
Opracowanie: s.M. Laureta Turek