Wznoszę swe oczy ku górom: skądże nadejdzie mi pomoc?
Wznoszę swe oczy ku górom: skądże nadejdzie mi pomoc?

Wznoszę swe oczy ku górom: skądże nadejdzie mi pomoc? (Ps 121) Wielki Post jest czasem refleksji, postanowień, czasem pytań i nawrócenia… Jest to też czas, w którym, jak Psalmista, „wznosimy nasze oczy ku górom”, aby na nowo wypatrywać obecności Boga i Jego pomocy w naszym życiu.

 

 

O jakich górach mowa? O wszystkich tych, których doświadczamy w naszej codzienności - wyższych, niższych, bardziej lub mniej stromych. W czasie Wielkiego Postu Jezus zaprasza nas jednak do szczególnego wysiłku wejścia na dwa najważniejsze szczyty - na Górę Przemienienia i na Kalwarię. To tam, w Jego obecności możemy znaleźć światło i siły na naszą codzienność. O ile tylko odważymy się razem z Jezusem wejść na szczyt.

 

„Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich.” (Mk 9,2) Jezus wziął ze sobą uczniów, a oni poszli za Nim. „Za Nim” to znaczy, że to On wskazywał drogę. Zaprowadził ich samych, osobno, na górę i tam się przemienił, tam spotkał się z nimi osobiście, w pełni swojej chwały. Pan Jezus zaprasza także nas, abyśmy szli za Nim, Jego drogami i ścieżkami. On jest naszym Światłem i Drogowskazem. On nie chce, abyśmy błądzili. Pragnie spotkania z każdym z nas osobiście. Chce być także z Tobą…

 


Uczniowie, gdy wyszli na sam szczyt góry, na pewno czuli zmęczenie i niezrozumienie. Jednak z pewnością towarzyszyła im także radość. Podjęli wysiłek i trud wędrówki, a na szczycie ujrzeli chwałę Pana. Pan Jezus docenia nasz wysiłek, On widzi nasz trud i zawsze obficie go wynagradza. Ilekroć wychodzimy z Jezusem na szczyt góry, On daje nam całego siebie. Naszym szczytem jest Eucharystia, w której możemy bezpośrednio doświadczyć daru Jego obecności. Dlatego tak ważne jest, by podejmować wysiłek, by znaleźć czas i wyrwać się z codziennych obowiązków, aby uczestniczyć w największym darze, jakim jest Eucharystia, w której możemy spotkać się z Panem naszych serc. Jezus widzi naszą rezygnację z oglądania telewizji, siedzenia przed komputerem, czasem ze spotkania z kimś znajomym. On to widzi, docenia i wciąż na nowo zaprasza: „Pójdź za Mną” – wejdź na tę górę ze Mną także dzisiaj.

 


Po osobistym spotkaniu na górze uczniowie zeszli z Jezusem, a ich serca pełne były zachwytu i miłości. Z tym doświadczeniem szli do ludzi, do których Pan ich posyłał. My także jesteśmy posłani, aby „zejść” z góry i po osobistym spotkaniu z Jezusem świadczyć swoim życiem o Jego miłości, o doświadczeniu żywego i prawdziwego Pana obecnego w Eucharystii. W tym naszym zadaniu niekoniecznie najważniejsze jest, aby wyjść na ulice i krzyczeć, że Jezus żyje… Chodzi przede wszystkim o to, aby o tej prawdzie świadczyć swoim życiem poprzez wartości, które wybieramy i decyzje, które podejmujemy; aby nieść Chrystusa drugiemu człowiekowi, którego spotykamy przecież każdego dnia. Po przyjęciu Pana Jezusa do swojego serca stajemy się żywym Tabernakulum, w którym On mieszka. To my jesteśmy tym „namiotem”, który Piotr chciał postawić Jezusowi na szczycie góry. Ale Jezus nie chciał takiego namiotu. On chciał być z nami wszędzie tam, gdzie jesteśmy w naszej codzienności. Nie bój się podjąć tej wędrówki wraz z Nim…

 


Jednak jako uczniów Chrystusa z pewnością nie ominie nas także druga góra – Kalwaria.

Góra bólu, cierpienia i śmierci. Tam także Jezus dał nam siebie w całości.

Oddał swoje życie w ręce ludzi, którzy Go zabili.

Nasz Pan dobrowolnie wszedł na Kalwarię, aby miłość mogła zwyciężyć.

 


Tak, jak On niósł swój Krzyż, tak i my mamy nasze krzyże – jedyne, wyjątkowe, różniące się od innych. Dlatego też nigdy nie powinniśmy porównywać się z innymi, bo Pan Jezus wie, co komu daje. On nas zna. Nasz Pan przyjął krzyż, bo wiedział dla kogo i dlaczego to robi. Co więcej, On pyta także każdego z nas, czy my także przyjmujemy nasze krzyże? Bo pewne jest to, że tak, jak Jezusa, tak i nas krzyż na pewno nie ominie. Z pewnością każdy z nas zna te momenty, w których wydaje się, że jest za ciężko, że już nie damy radę unieść naszego cierpienia; kiedy najchętniej zostawilibyśmy nasz krzyż i nie brali go więcej… Jednak Jezus uczy nas, że gdy przyjmiemy krzyż tak, jak On go przyjął, gdy się na niego zgodzimy, łatwiej będzie go nam dźwigać. Dlaczego? Ponieważ wtedy nie będziemy nieść go sami, lecz ze świadomością, że Jezus idzie z nami i pomaga nam go nieść na naszą Golgotę. I choć nieraz doświadczamy momentów samotności, w których wydaje się nam, że nawet On nas opuścił, to nieprawda, bo On nie zostawia nas ani na chwilę, jest zawsze przy nas. Nasz lęk w obliczu Golgoty jest czymś naturalnym - boimy się, bo wiemy co się tam wydarzyło. Ale jedno jest pewne: na Golgocie nie zwyciężyła śmierć, ale MIŁOŚĆ. Krzyż stał się zwycięstwem, a nie hańbą. Miłość pokonała śmierć, a po nocy cierpienia przyszedł poranek i Zmartwychwstanie.

 


Wielki Post jest czasem „wznoszenia wzroku”, aby na nowo dostrzec zbawczą moc Jezusa, który objawia swoją chwałę - tak samo w swoim Przemienieniu, jak i w śmierci. On wciąż nas zaprasza: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 24-25). Pan Jezus pyta Cię: Czy ty jesteś gotów wziąć swój Krzyż i pójść za Mną? Nie bój się, Ja jestem z Tobą i Cię nie opuszczę. Po Golgocie, przyszedł poranek Zmartwychwstania. Miłość zwyciężyła. W Twoim życiu też przyjdzie poranek, tylko zaufaj i daj się prowadzić MIŁOŚCI.

 

Pójdź za Mną!

Jaka jest Twoja odpowiedź..?

Pójdziesz?

 

s.M. Julia Rosolovska