Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.

 

W najbliższych dniach na Mszy św., w czasie liturgii słowa, otwiera się przed nami bogactwo Starego Testamentu.

 

 

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.

Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy…

 

 

Tak, to zaledwie początek! Początek, a już można doświadczyć: piękna, tajemnicy, potęgi, pewnego rodzaju pokoju, bezpieczeństwa. Jednak czytając Księgę Rodzaju, może się także rodzić wiele pytań, a może i nawet zwątpienia. Dlatego w jej rozumieniu służą różne biblijne komentarze, referaty i opracowane naukowe pozycje. Można skorzystać również z poniższych tekstów i fragmentów wywiadów, które są zarazem osobistym świadectwem oraz zaproszeniem do pogłębienia wiedzy nie tylko biblijnej…

 

 Foto: pixabay.com

Poemat o stworzeniu. Rozmowa z prof. Anną Świderkówną

Poemat o stworzeniu
Z prof. Anną Świderkówną rozmawia Jarosław Czuchta
(fragmenty tekstu)

 

NIE WSZYSTKO ZDARZYŁO SIĘ NAPRAWDĘ


Powiedziała Pani Profesor kiedyś, że Księga Rodzaju jest jedną z jej ulubionych ksiąg biblijnych...

 

To prawda, choć przyznam się, że przez długie lata miałam z nią wielkie kłopoty. Kiedy słuchałam czytań z tej Księgi, zwłaszcza w Wielką Sobotę, przeszkadzało mi to, że ich nie rozumiałam. Pomimo że zdawałam sobie sprawę, iż fragmenty mówiące o stworzeniu nie są relacją z wydarzeń historycznych, czułam się zakłopotana. Z pomocą przyszła mi lektura książki francuskiego biblisty, Georges`a Auzou, „Kiedy Bóg stworzył świat”. Autor, wprowadzając w temat stworzenia i początków świata, pozwolił mi zobaczyć tę Księgę na tle mitologii bliskowschodniej.

 

Pamiętam, jak w szkole podstawowej uczono mnie, że biblijny tekst o stworzeniu świata jest tekstem historycznym. Kiedy, będąc już w szkole średniej, dowiedziałem się, że opowiadanie to nie jest oparte na faktach, przeżyłem szok. Cały mój obraz świata legł w gruzach...

 

Prawdę mówiąc, pan nie powinien już być tak uczony, bo pańskie lata szkolne przypadły po Soborze. Ze mną było inaczej, uczono mnie jeszcze według teologii przedsoborowej. Przełom w interpretacji ksiąg biblijnych rozpoczął się w 1943 r., kiedy Pius XII wydał encyklikę Divino Afflante Spiritu (Pod tchnieniem Ducha Bożego). Papież zwrócił w niej uwagę na potrzebę rozróżniania gatunków literackich. Nie rozumiejąc ich nie rozumiemy tekstu. Tak na przykład pierwszy rozdział Księgi Rodzaju to nie wykład o początkach świata, ale hymn na cześć jedynego jego Stwórcy; a Księga Jonasza nie jest księgą historyczną ani prorocką, ale pouczeniem, że Bóg chce być miłosierny i łaskawy dla wszystkich ludzi, także i dla pogańskich Niniwitów. Biblia obejmuje wiele gatunków literackich, z których każdy ma swoją własną prawdę. Niestety, przez długi czas interpretując Biblię wyróżniano w niej tylko trzy gatunki: teksty historyczne, prorockie i dydaktyczne. Wszystkie księgi przyporządkowane zostały na siłę temu podziałowi. I tak cały Pięcioksiąg zaliczono do ksiąg historycznych. W rezultacie wiele pokoleń czytających Biblię pozostawało w błędzie, myśląc, że wszystkie wydarzenia tam opisane były faktami historycznymi. Sądzę, że autorzy biblijni bardzo by się zdziwili, gdyby wiedzieli, że ktoś w przyszłości będzie traktować ich teksty jako naukowe sprawozdania.

 

Dlatego też zmieniłabym w Biblii Tysiąclecia pierwszy śródtytuł otwierający Księgę Rodzaju. Brzmi on: „Dzieje początków świata i ludzkości”. Uważam, że użyte tu słowo „dzieje” jest niepotrzebne, a nawet mylące, gdyż sugeruje, że to tekst historyczny, podczas gdy z historią nie ma on nic wspólnego.

(...)

 

SIEDEM ZNACZY WIECZNY

 


Na czym polega oryginalność biblijnego obrazu stworzenia?

 

Ten obraz odegrał bez wątpienia ogromną rolę w dziejach naszej kultury. To na jego podstawie, przez prawie dwa i pół tysiąca lat, budowano różne teorie próbujące wyjaśnić, skąd wziął się człowiek. Biblia zaczynająca się od słów: Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię odróżnia się od innych opisów chociażby tym, że mówi o Bogu jedynym. Początek Księgi Rodzaju jest hymnem na cześć jedynego Stwórcy. Zacytowane pierwsze zdanie jest zarazem tytułem. Właściwie wszystko zostało w nim zawarte. „Niebo i ziemia” oznaczają Wszechświat. Nie jest to początek czegoś, lecz zwyczajnie Początek. Sam początek istnienia w ogóle. Wszystko ma swój początek w Bogu, który jest zarazem Bogiem bardzo szczególnym. Różni się On zasadniczo od bóstw z mitologii babilońskiej czy greckiej. Ale czy my, monoteiści, potrafimy dostrzec Jego odmienność?

 

Warto zauważyć, że poemat o stworzeniu przynosi nam Boże słowa, lecz o Bogu samym niczego się tu nie dowiadujemy. Nie posiada On rodziców, żony, dzieci ani żadnej genealogii. Drugiego takiego Boga w tym czasie nigdzie nie było. Tylko tutaj znajdujemy czystą kosmogonię (powstanie świata), gdzie indziej kosmogonia łączy się zawsze z teogonią (powstanie świata jest zarazem powstaniem bogów).

 

Proszę zwrócić uwagę na użyty tu czasownik „stworzył” (hebrajskie bara). W języku polskim tego samego czasownika użyjemy mówiąc o stwarzającym świat Bogu, jak i o artyście, który stworzył znakomite dzieło. W języku hebrajskim taka wieloznaczność jest niemożliwa. Użyty tutaj czasownik bara w tekście biblijnym występuje bardzo rzadko i odnosi się wyłącznie do samego Boga. Tylko On może być jego podmiotem...

 

Za: opoka.pl

Nie znam nikogo, kto był wierzący i wrócił stamtąd ateistą... Wywiad z gen. M. Hermaszewskim

Nie znam nikogo, kto był wierzący i wrócił stamtąd ateistą, ale znam takich, co polecieli w kosmos jako niewierzący, a wrócili z wiarą. Mam tu na myśli głównie kolegów ze Wschodu. Właściwie 95 procent radzieckich kosmonautów nawróciło się.

 

Z gen. Mirosławem Hermaszewskim rozmawia Zbigniew Górniak

(fragmenty tekstu)

 

 

- To jak pan został generałem? Jak pan został kosmonautą? Jak pan się dostał do szkoły lotniczej w Dęblinie?

 

- Spokojnie. Po kolei. No więc było tak... Wojna mnie mocno dotknęła, straciliśmy ojca, dobytek, ale mama uratowała to, co najważniejsze: siedmioro własnych dzieci. Wykarmiła, wychowała, nigdy się nie skarżyła. Ja byłem najmłodszy. I w szkole to lotnictwo zaczęło mi kiełkować w główce. Powolutku, powolutku... Ale ja nigdy nie sądziłem, że dotknę kosmosu. Najpierw wchodziłem na drzewa, żeby więcej zobaczyć. Potem moim marzeniem było być jak ten bocian: a może wzniosę się tam, gdzie ta chmurka? Zacząłem marzyć o szybowcach. Ja byłem taki malutki, bialutki... Znaczy, bladziutki, nie rzucający się w oczy. I to dlatego zaproponowano mi w szkole granie Janka Muzykanta. W szkolnym przedstawieniu. Sierota byłem życiowy. Jak mówiłem, do wojska mnie nawet nie chcieli wziąć.

 

- To jak pan się dostał do tej szkoły pilotów?

 

- Kłopot był już przy przyjęciu na kurs szybowcowy. Nie chcieli mnie, taki byłem mizerny. Kilka razy podchodziłem. Ale się w końcu na ten kurs załapałem. A jak trzeba było pójść do wojska, to mnie komisja wyśmiała. Chciałem koniecznie do lotnictwa. Stałem nagusieńki przed nimi, a oni drwili ze mnie. Był tam przedstawiciel rady narodowej, lekarz i pułkownik wojska z komendy poborowej. Zobacz, on chce do lotnictwa, śmiali się. Nie dali mi kategorii, nie nadawałem się do wojska. - Ale ja już latam, mówię do nich, na szybowcach. I wtedy jeszcze bardziej się zacięli. Dostałem kategorię C z ograniczeniem. Kłopot... Ale przeszkody są po to, żeby je pokonywać, prawda? Niech młodzi ludzie dziś wiedzą, że tylko uporem do czegoś można dojść. Więc dwa miesiące potem pojechałem do Dęblina na egzaminy do szkoły lotniczej...

 

 

- Z kategorią C?

 

- Wie pan, co im powiedziałem? Że zgubiłem książeczkę wojskową! Takie to były wtedy czasy, że do pewnych spraw nie podchodzono tak formalnie. I zdałem egzaminy! Z wuefu bardzo dobrze, z matematyki dobrze, a z pozostałych przedmiotów też powyżej czwórki. Ale tak patrzą na mnie: mam niedowagę... I wtedy jeden z dowódców mówi: to nic, odkarmimy! No i tak to się zaczęło, od razu zostałem prymusem. Po latach, już po tym moim locie w kosmos, będąc na spacerze z żoną we Wrocławiu, spotkałem jednego z tych, którzy mi nie chcieli dać kategorii na komisji. To był ten pułkownik, który najbardziej ze mnie drwił. I on wtedy zaczął krzyczeć na całą ulicę do żony. Ale tak, żeby przechodnie słyszeli. "Basia, Basia, zobacz! To ja pana pułkownika skierowałem do wojska, a teraz on w kosmos lata!". No cóż, ludzie mają krótką pamięć...

 

- Panie generale, choć od tamtych wydarzeń minęły 32 lata, to czy panu śni się czasami kosmos?

 

- Owszem, tak jak każdemu śnią się najgłębsze przeżycia, jakich doświadczył. Bo ten kosmos to było coś wyjątkowo głębokiego. Najczęściej mam taki sen, że nabieram powietrza w płuca, wyskakuję przez luk, trzymam się statku i tak pędzę razem z nim przez pustkę. I nagle zaczyna mi brakować powietrza, ale ja nie chcę wracać do rakiety. I gdy już mam się zacząć dusić, budzę się.

 

- A czy zdarzyło się panu w kosmosie coś, czego pan do dziś nie potrafi sobie wytłumaczyć? Coś niezwykłego, co nadal nie daje panu spokoju?

 

- To jest pytanie, na które żeby odpowiedzieć rzetelnie, mam za mało czasu. Bo to jest pytanie na poważną książkę. Jak już powiedziałem, w kosmosie postrzeganie tego, co wokół, tych wszystkich niezwykłych zjawisk, jest bardzo głębokie. Po pierwsze, pod wpływem tych cudów za oknem zaczynasz wątpić, czy tam w ogóle jesteś. A po drugie, nie masz pewności, czy twój mózg to wszystko zarejestruje, że da sobie radę z przetworzeniem tych wszystkich bodźców, wrażeń.

 

- Na przykład jakich?

 

- Na przykład takich, że dobę przeżywa się w 90 minut, bo tyle trwa jedno okrążenie wokół Ziemi. A w ciągu doby ja Ziemię okrążałem aż 16 razy. Szesnaście wschodów i zachodów słońca w ciągu doby. Szesnaście dni i nocy. To mocno wpływa na człowieka. A kiedy jest chwila czasu i masz okazję zerknąć przez okno i widzisz wielki porządek wszechświata... I widzisz na własne oczy, choć niby wiesz to z podręczników, że nasza planeta wisi sobie w przestrzeni... No więc wtedy zadajesz sobie pytanie: no dobra, ale kto ten porządek ustanowił?

 

- I jak pan sobie na to pytanie odpowiadał?

 

- Musiałby pan przeczytać moją książkę.

 

- Zaraz ją kupię. Ale póki co, powtórzę pytanie: jak pan sobie tłumaczył porządek wszechświata?

 

- Ja domyślam się, ku czemu pan zmierza... Ilości gwiazd są niepoliczalne, a wokół każdej z gwiazd może wirować taki sam układ planetarny jak nasz. No i jeżeli życie powstało u nas, to biorąc pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa, musi ono istnieć także i gdzie indziej.

 

Pan Bóg nie jest chyba taki, że podarował życie wyłącznie nam. I wciąż daje nam do zrozumienia, że wcale nie jesteśmy tak wielcy, jak nam się wydaje. Jesteśmy niczym. Gwiazd w kosmosie jest więcej niż wszystkich drobinek piasku na wszystkich pustyniach i plażach świata. I jak się na to patrzy z bliska, ma się wtedy wrażenie... Co ja mówię, ma się pewność, że musi być ktoś, kto kręci tą wielką korbą.

 

- Owszem, zmierzałem do tego pytania, czy istnieje życie pozaziemskie, ale najpierw chciałem pana spytać o istnienie Boga. Skoro jego obecność odczuwają himalaiści w wysokich górach, to co dopiero kosmonauci. A pan, zdaje się, odpowiedział mi za jednym zamachem na dwa pytania.

 

- Himalaiści przebywają w o wiele bardziej skrajnych warunkach niż kosmonauci, proszę pana. Niskie ciśnienie, mało tlenu, wiatr, mróz, wyczerpanie fizyczne. Oni mogą doznawać pewnego rodzaju halucynacji. Natomiast jak się jest w statku kosmicznym, jak koledzy śpią i człowiek sobie urwie dwie godzinki ze snu, żeby porozmyślać, to jest to wrażenie takie, że człowiek czuje się cały czas przez kogoś obserwowany. Czuje czyjąś obecność.

 

- Pan poleciał w kosmos w czasach, kiedy polskie wojsko nie mogło wierzyć w Boga, i z sojusznikiem, który tego Boga zwalczał.

 

- Tak, powiedzmy oględnie, że były to czasy zupełnie innej oceny jednostki ludzkiej i zupełnie innego podejścia do wiary, ale... Ale gdy po latach zapytałem moich radzieckich kolegów o wrażenia, to opowiedzieli mi to samo.

 

- Po latach dopiero? Zaraz po locie strach było rozmawiać o Bogu?

 

- Oczywiście, że się o takich sprawach nie rozmawiało! Widzi pan, każdy, kto leci w kosmos, jest bardzo dobrze przygotowany pod względem technicznym, naukowym, medycznym, sprawnościowym. Ale na skutek przeżyć, jakich tam doznaje, wraca z kosmosu jako humanista. Głęboki humanista. Ja powiem coś jeszcze. Nie znam nikogo, kto był wierzący i wrócił stamtąd ateistą, ale znam takich, co polecieli w kosmos jako niewierzący, a wrócili z wiarą. Mam tu na myśli głównie kolegów ze Wschodu. Właściwie 95 procent radzieckich kosmonautów nawróciło się.

 

- A pan? Wierzył pan w Boga przed wylotem w kosmos? Jako młody, obiecujący major Ludowego Wojska Polskiego?

 

- Przepraszam, ale o czym pan mówi? Co pan sugeruje? Ja byłem wychowany w domu typowo polskim, ja nigdy wiary nie zmieniłem. Byłem i jestem człowiekiem wierzącym.

 

(…)

- Dlaczego człowiek lata w kosmos?

 

- Bo go tam gna. Mamy w sobie instynkt poznania. Chcemy sprawdzić, co jest za jedną górą, potem co za drugą. A potem co za morzem. A może to gna nas tak nie instynkt ciekawości, lecz instynkt przetrwania?

 

- W jakim sensie?

 

- A w takim, że nawet o tym nie wiedząc, człowiek zapewnia podświadomie bezpieczną przyszłość swemu gatunkowi. Dba o to, co będzie za tysiące lat. Bo przecież słońce za miliardy lat się wypali. I co wtedy? A więc szukamy. Szukamy, szukamy...

 

- Nowej Ameryki? Tym razem kosmicznej?

 

- Tak! Nowych warunków, które nam zapewnią równie godziwe życie jak tu, na Ziemi.

 

- I jak pan sądzi, uda nam się skolonizować planety? Będzie tak, że za tysiące lat ktoś, będąc człowiekiem, niekoniecznie będzie Ziemianinem, bo urodzi się gdzie indziej?

 

- Choć będziemy parli w kosmos, i będzie możliwe życie na innych planetach, to jednak nie będzie to życie tak naturalne i miłe jak tu, na Ziemi. To będzie życie hermetyczne. Tam człowiek nie wyjdzie sobie nad strumyczek posłuchać ptaszka czy złowić rybkę. Tam się będzie tęsknić za tym komarem. Jesteśmy stworzeni do życia tutaj i trzeba być naprawdę wyjątkowym, żeby żyć gdzie indziej. Mam kolegów, którzy siedzieli w kosmosie i dwa lata. Proszę sobie wyobrazić, że zamykają pana w apartamencie. Ekstra jedzenie, luksusy, telewizja. Już za tydzień chciałby pan stamtąd uciec.

 

Za: naszahistoria.pl

 

Symbolika biblijnego opisu Stworzenia. Nauczanie Josefa Kard. Ratzingera

Symbolika biblijnego opisu Stworzenia
Fragment nauczania Josefa Kard. Ratzingera

„Na początku Bóg stworzył… Konsekwencje wiary w stworzenie” z 1985 r.

 

Opowieść biblijna o stworzeniu to inny sposób mówienia o rzeczywistości niż ten, który znamy z fizyki i z biologii. Nie opisują one procesu stawania się świata i matematycznej struktury materii, lecz w różny sposób mówią, że istnieje tylko jeden Bóg; świat nie jest zmaganiem się ciemnych mocy, lecz stworzeniem, które pochodzi ze Słowa. Nie oznacza to jednak, że poszczególne stwierdzenia tekstu biblijnego tracą swój sens, a ważność zachowuje jedynie ten suchy ekstrakt. Również one wyrażają prawdę, oczywiście w inny sposób niż to jest w fizyce czy w biologii. Są prawda na wzór symbolu – tak jak gotycki witraż w grze kolorów pozwala nam na odkrycie czegoś głębszego.

 

Dla biblijnej opowieści o stworzeniu charakterystyczne są liczby, niewyrażające matematycznej struktury świata, lecz niejako tworzące wewnętrzny wzór jego konstrukcji, ideę, wedle której został zbudowany. Dominują liczby: trzy, cztery, siedem i dziesięć. W opowieści o stworzeniu dziesięć razy mówi się: „Bóg rzekł”. W ten sposób już historia stworzenia wskazuje na dziesięć przykazań. Pokazuje nam, że dziesięć przykazań jest niejako echem stworzenia; nie są one dowolnym wynalazkiem, który ma ograniczać wolność człowieka, lecz wprowadzeniem w ducha, w język i sens stworzenia, wyrażają język świata, logikę Boga, która stoi u podstaw świata.

 

Główną liczbą w całej opowieści jest siedem; w oczywisty sposób w schemacie siedmiu dni tworzy ona strukturę całości. Jest to liczba fazy księżyca; w ten sposób opowieść ta chce nam powiedzieć, że rytm naszego siostrzanego ciała niebieskiego wskazuje również na rytm ludzkiego życia. Widzimy, że nie jesteśmy zamknięci w naszym małym „Ja”, lecz jesteśmy włączeni w rytm kosmosu, że niejako na przykładzie nieba uczymy się rytmu, ruchu naszego życia i w ten sposób możemy się włączyć w rozumność kosmosu. W Biblii idea ta posunięta jest jeszcze o krok dalej. Wskazuje nam, że rytm ciał niebieskich w głębszym wymiarze jest wyrazem rytmu serca, rytmu Bożej miłości, która się w nim wyraża.

 

W opowieści o stworzeniu znajdujemy bowiem nie tylko rytm wyznaczony liczba siedem i jego kosmiczne znaczenie. Rytm ten służy raczej jeszcze głębszemu stwierdzeniu: Stworzenie zmierza do szabatu, który jest znakiem przymierza między Bogiem a człowiekiem. Stworzenie jest tak skonstruowane, że skierowane jest ku godzinie adoracji. Stworzenie zostało dokonane, aby było obszarem adoracji. Spełnia się, wypełnia swoje przeznaczenie, jeśli wciąż na nowo jest przeżywane w odniesieniu do adoracji.

 

Więcej>>>