Moja wiara wczoraj, dziś, jutro...
Moja wiara wczoraj, dziś, jutro...

Kościół, wiara, Bóg! Skąd to mam? Czy to moja zasługa? Oczywiście, że nie. Abym ja, współczesny człowiek żyjący w XXI wieku mógł wierzyć, należeć do Kościoła i znać Boga, „pracowały” na to całe pokolenia moich przodków. Jak traktuję ten dar? Co przekażę dalej moim potomkom? Czy oni będą wierzyć, należeć do Kościoła, czy będą znać Boga?

 

Edmund Bojanowski urodził się w rodzinie głęboko religijnej. Świadczyć mogą o tym choćby imiona jakie otrzymał na chrzcie świętym, który przyjął 6 dni po urodzeniu. Oprócz pierwszego Edmund, za patronów obrano mu św. Wojciecha i św. Stanisława – patronów Polski. To nie przypadek gdyż rodzina Bojanowskich oprócz wychowania w wierze, podarowała Edmundowi miłość do Ojczyzny, która wówczas była rozdarta między zaborców. O jej sprawach, sytuacji i przyszłości rozmawiano w domu. Ponadto jego ojciec Walenty, brat Teofil Wilkoński oraz wuj – gen. Nepomucen Umiński brali czynny udział w Powstaniu Listopadowym. Żywa wiara w Boga, modlitwa i patriotyzm, cześć dla bohaterów. W takiej atmosferze wychowywał się młody Edmund. Widział, patrzył, odczuwał, słuchał..., to wszystko wpływało na kształtowanie się jego osobowości i światopoglądu.

 

W pamięci i sercu Edmund nosił historię cudownego uzdrowienia. Jako 4-letni chłopiec, jak dobrze pamętamy, dzięki modlitwie swojej mamy, wrócił do zdrowia. Jako wotum za łaskę wysłuchania modlitwy, rodzina ofiarowała do bazyliki na Świętej Górze w Gostyniu srebrne Oko Opatrzności. Do chwili obecnej jest ono umieszczone u stóp Piety Świętogórskiej. Zapewne wiele razy Edmund słyszał od matki o tym cudownym uzdrowieniu, a gdy dorósł, umieścił jego opis w kronikach świętogórskich. Znając tą historię, jakże ważną dla niego była ta figura, jakże ważne było miejsce! Ale doskonale wiemy, że tak de facto, to nie chodzi o miejsce ani o figurę, ale o żywą wiarę i miłość do Boga i do Jego „spraw”! Bojanowski od bliskich uczył się wiary, odpowiedzialności, miłości i wdzięczności.

 

Nie bez przyczyny mówi się, że rodzina jest pierwszym Kościołem. Kiedy rodzice uczą przykładem własnego życia wiary w Boga – taka nauka jest najbardziej autentyczna i zapada głęboko w serce. Jej szczerość staje się trwałym zaczynem dla młodego serca.

 

Od pierwszych lat życia Edmunda o jego rozwój intelektualny troszczyła się mama, a gdy osiągnął właściwy wiek szkolny, edukację kontynuowali i pogłębiali mądrzy i doświadczeni wychowawcy. Miał możliwość uczyć się, dziś byśmy powiedzieli „systemem prywatnym”. Nauczyciele przychodzili do domu Edmunda. O wielkim znaczeniu edukacyjnym nauczycieli mówi nam ocalała korespondencja. Tacy kapłani jak ks. Kazimierz Lerski i ks. Jan Siwicki w sposób mądry i dyskretny towarzyszyli Edmundowi w odkrywaniu jego umiejętności, pasji i powołania. 4 lipca 1831 roku ks. Lerski napisał:

 

Dobrze jednak zrobileś, żeś sobie obrał być użytecznym swojej Ojczyźnie, kiedy Cię do tego wiek, siły fizyczne, a wreszcie i majątek potrzebom takowego zawodu odpowiadający, sposobnym uczynią. Miłość Ojczyzny jest wprawdzie cnotą po miłości Boga pierwszą, kiedy jednak tego zapału użyje się niewcześnie, porywczo i bez obrachowania stosunków, można i Ojczyźnie nic nie pomóc i siebie zgubić.

 

A ks. Siwicki 29 grudnia 1833 r. zapalał duchowo i intelektualnie, pisząc:

 

Dał Ci dobry Bóg talent, umiej go użyć w początkach (...) bądź przede wszystkim Polakiem i katolikiem, nie zaniedbuj obok cudzoziemszczyzny czytać to, co nas robi poszanowania godnymi w świecie politycznym – poświęcenie bez granic dla wolności wielkiej części narodu.

 

Z Dziennika Edmunda wiemy, że miał on przyjaciół wśród rówieśników z okolicy. Z nimi spędzał wiele czasu na twórczych rozmowach i analizach sytuacji społecznej, poezji, otaczającej przyrody i tradycji. W czasie studiów na Uniwersytecie Wrocławskim przeżył śmierć swoich rodziców, należy przypuszczać, że wiara była opoką, na której mógł się oprzeć. I choć śmierć ukochanych osób rodziła trudne pytania, Edmund zmagał się i wierzył, a wówczas wiara stawała się jego orężem. Zapewne Bóg prowadził go drogą oczyszczenia, aby wiara i miłość były istotą wypełnienia dalszych Bożych zamysłów.

 

W odniesieniu do osoby bł. Edmunda można podjąć refleksję:

 

Jaką wiarę przekazali mi moi rodzice, dziadkowie?

Czy potrwafię czerpać z bogatego dziedzictwa przekazanego mi w dzieciństwie?

Czy jest we mnie wierność wobec Boga?

Czy moje życie duchowe emanuje na bliskich?

Czy moje dzieci, wnuki, patrząc na moją zwykłą codzienność, będą równiez szukać oparcia w Bogu?

 

Moje „dziś z Bogiem” ma znaczenie dla ich wiary w przyszłości.

Dlatego niech stałą modlitwą będzie prośba apostołów:

Panie, przymnóż nam wiary!

 

s.M. Elżbieta Bujok