Adwent 1855 r.
Adwent 1855 r.

Najprostrza forma poznania życia naszego Błogosławionego Patrona, to wczytanie się w Jego zapiski. Możemy czytać i uruchomić wyobraźnię... i już wiemy więcej! Takie to proste! Poniżej Adwent 1855 r.

 

 

Sobota, 1 grudnia [1855]

Pochmurno i zimno. Byłem w kościele i w Instytucie. Z poczty nic. Posłańca z odpowiedzią z Kopaszewa nie ma!
Wstąpiłem do Ludwika i wróciłem na obiad. Po południu zdecydowałem się posłać po Filipa, żeby jutro rychło wysłać go wózkiem z Jagusią do Kopaszewa, aby Michalinę sprowadzić, a Jagusię posłać na przypadek, gdyby o. Baczyński przybył i chciał rekolekcje, choć nie dla wotów, odprawić z ochroniankami. Jagusia przyszła - już wszystko rozporządziłem, gdy nareszcie wraca Rozalia z Kopaszewa i dostaję list od Koźmiana, że skoro tak, to nie ma co rekolekcji zaczynać. Michalinę zaś sam chce odesłać. Cofnąłem więc rozporządzenia ze smutkiem. Jagusi dałem 1 tal. na wydatki domowe. Przybyła dziś do Ochronki Apolonia   z Książa i dały jej chwilowy przytułek. Była ona już u mnie dziś rano prosić mię o to oraz zapłaciła mi dawniej pożyczone jej 7 złp.

Ledwo odeszła Jagusia – odbieram znowu list od Koźmiana przez posłańca. O. Baczyński przybył. Chce, mając czas, odbyć rekolekcje z wszystkimi ochroniankami. Zaczyna jutro na wieczór. Koźmian zaprasza mię także na jutro i proponuje, aby i podrzeckie ochronianki przybyły na rekolekcje. Cóż tedy robić? Trzeba korzystać i przygotować wszystko do wyjazdu.



 

 

Niedziela, 2 grudnia [1855]

Mróz i pogoda – podobno 14 stopni mrozu. Przy dzisiejszej pierwszej niedzieli adwentu pojechałem na Roraty. Jutrznia wyszła o 6tej, Msza o ¾ na 7. Po kazaniu upewniłem Bartłomieja, aby zawiózł zaraz Jagusię i Elżbietkę do Kopaszewa, im zaś kazałem pójść niebawem do domu, zabrać się i przybyć do sióstr, gdzie ich czekać będę.
Pojechawszy do sióstr, wziąłem konie instytutowe i bryczkę od Surzyńskiego i czekałem na ochronianki, umyśliwszy je zabrać z sobą do Kopaszewa.
Z poczty odebrałem list od Michała Mycielskiego, że mi nie mógł odpisać, bo był w drodze.
Drugi list odebrałem od Stanisława Koźmiana z rękopisami Radeckiego Kazimierza do „Pokłosia” i kilka hymnów Celińskiego.
Trzeci list odebrałem od Antoniego Bronikowskiego z 3 tal. jeszcze za „Pokłosie” 1854. Zjadłszy u Ludwika zrazów, zabrałem Jagusię i Elżbietkę, które furmanką Bartłomieja przybyły – i z nimi pojechałem do Kopaszewa o 1szej. Bartłomieja do domu odesłałem, dawszy mu 1½ złp. za przywiezienie ich do Gostynia. Siostrze Józefie zapłaciłem za konie 2 tal., a za 4 krzyżyki, które dziś siostry z Poznania przywiozły, 2 tal. 8 srg., ponieważ każdy krzyżyk kosztuje 17 srg.

W drodze dziewczęta mi pomarzły. Przyjechawszy do Kopaszewa, zastaliśmy już wszystkie zgromadzone we dworze ochronianki i ks. Baczyńskiego. Koźmian był w Rąbiniu. Pomówiłem z o. Baczyńskim o rekolekcjach, po czem zajął się konferencją Różańca Żywego, a ja konferencją z ochroniankami. Po wieczerzy o 8mej zaczął wstęp z rekolektankami w sali przygotowanej do tego i ubranej w ołtarzyk. Sypialnię zaś dostały rekolektanki także w pałacu na górze. Koźmian przybył późno. Dużośmy jeszcze rozmawiali o Ochronkach i Domu Miłosierdzia. Obiecał mi przysłać żyta i drzewa 3 sążnie dla sióstr.
 [Na marginesie:] (1. Tal. 4 srg.).



Poniedziałek, 3 grudnia [1855]

Pogoda, mróz jeszcze mocniejszy, podobno 16 stopni. Byłem na Mszy św. o. Baczyńskiego wraz z rekolektankami. Po kawie wyjechałem ok 10tej. Po drodze wstąpiłem na chwilę do ks. Golskiego, proboszcza w Kunowie, około którego domu tak często przejeżdżam. U sióstr zastałem z radością furę z Godurowa ze zbożem: 5 korcy żyta, 10 wiert. kartofli oraz coś jęczmienia i grochu.
Wstąpiłem do Ludwika – zastałem go bardzo smutnego i w wielkim opuszczeniu. Przybywszy wreszcie do domu, zjadłem zostawiony obiad, a niezadługo odbieram list Stanisława Chłapowskiego, który – ledwom co wyjechał – wstąpił do sióstr, wracając od Ks.Ks. Filipinów i donosi mi najupragnieńszą nowinę, że ks. Kuśniak uczynił wszelką nadzieję pożyczenia Instytutowi w teraźniejszej biedzie 300 tal.! Dzięki miłosiernemu Bogu! Oby tylko nadzieja ta ziściła się!

 

 

Wtorek, 4 grudnia [1855]

Mróz 16 stopni i pogoda jak kryształ. Poszedłem na Roraty i byłem u spowiedzi.
Z domu wysłałem list do ks. Krygera, czy czasem nie będzie w Turwi na odpuście, abym się mógł nazad z nim zabrać, bo Koźmian koniecznie żądał, abym na czas pobytu ks. Biskupa przybył do Kopaszewa i dlatego będę musiał pojechać jutro na noc. Poszedłem do Instytutu. Zamówiłem sobie konie i bryczkę do Kopaszewa.
Z poczty odebrałem list od Martynowskiej ze Śremu. Burmistrz żąda od Florentyny i Magdaleny po 8 tal. wkupnego do miasta. Owóż nowy kłopot!
Byłem na chwilę u Ludwika. Jego smutne położenie rozdziera mi serce tem dotkliwiej, że mu w pomoc przyjść nie mogę. Wróciłem na obiad. Po południu Teofil pojechał do Ludwika zaradzić, co będzie można. Z poczty odebrałem owe 3 tal. przysłane przez Bronikowskiego z „Pokłosia”. Po południu odebrałem list  ks. Krygera, że nie będzie w Turwi tylko w Krzywiniu. Posłańcowi zapłaciłem 1 złp.
Pisałem w Dzienniku.


Środa, 5 grudnia [1855]

Mróz, pochmurno, po południu śnieg padał. Byłem w kościele. Wróciłem do domu i przygotowałem się na drogę do Kopaszewa. Napisałem list do ks. Brzezińskiego, posełając mu 6 egz. O nawiedzaniu Najświętszego Sakramentu i list Elżbietki.
Po południu pojechawszy do Gostynia, dałem ten list na pocztę, a odebrałem list od Julianny z Ochronki Kopaszewskiej z 1go grudnia.
Rano, będąc w kościele, wezwał mnie do siebie ks. proboszcz Kuśniak i wręczył mi uproszoną przez Stanisława Chłapowskiego pożyczkę dla Instytutu 500 tal. samemi luidorami, na co wystawiłem kwit w imieniu zarządu wraz z zobowiązaniem się oddania rzeczonej sumy na Boże Narodzenie 1857. Dzięki niech będą najdobrotliwszemu Bogu za tę najpożądańszą pomoc! Sumę tę całkowitą wręczyłem dziś siostrze Józefie, która wieczorem odjeżdża na rekolekcje do Poznania. Wyjechałem z Instytutu do Kopaszewa o 4 i ½ z południa. Stanąłem na miejscu o 7mej. Zastałem przy wieczerzy już ks. Biskupa, dziekana Jankowskiego, Ks. Proboszcza z Krzywinia i o. Baczyńskiego. Nocowałem z o. Baczyńskim. Dziś rekolektanki skończyły ćwiczenia.


 

 

Czwartek, 6 grudnia [1855]

[Na marginesie:] Kopaszew i Krzywiń.
Pogoda i mróz. Rano wyjechał ks. Biskup z Janem Koźmianem do Krzywinia na odpust i bierzmowanie. Ja z o. Baczyńskim zostałem. Rekolektanki wysłuchał spowiedzi i wraz z nimi, w kaplicy przy Mszy o. Baczyńskiego, przystąpiłem do Komunii św. Miał jeszcze potem naukę ostatnią, rozdał im obrazki i przyjęły szkaplerz Niepokalanego Poczęcia. Za odznaczające się duchem pobożności uważał o. Baczyński: Elżbietkę, Jagusię i Barbarę. Obie podrzeckie odseła dziś po południu Koźmian do Gostynia wraz z Michaliną, która jedzie na kurację do sióstr. Pożegnawszy je i wypiwszy kawę, pojechałem z o. Baczyńskim do Krzywinia. Już było po sumie. Ks. Biskup bierzmował jeszcze. Na obiedzie w probostwie było kilkadziesiąt osób.
O. Baczyński pojechał wieczorem do Turwi. Ja z Stanisławem Chłapowskim zabrałem się do Kopaszewa. Przy herbacie i kolacji pomówiłem jeszcze z ks. Biskupem o naszych Służebniczkach, a mianowicie podaniu do Arcybiskupa, które jutro mam napisać.


Piątek, 7 grudnia [1855]

[Na marginesie:] Kopaszew.
Mróz, pogoda. Przyjechał ks. proboszcz z Czerwonej Wsi i odprawiwszy Mszę św., asystował przy Mszy ks. Biskupowi. Po kawie ułożyliśmy z Janem Koźmianem podanie do Arcybiskupa, proszące o aprobację Stowarzyszenia Służebniczek, które przeczytałem i ks. Biskupowi.
Na obiad przybył Stanisław Chłapowski z Czerwonej Wsi, dziekan Jankowski i Proboszcz z Krzywinia. Po obiedzie pojechał ks. Biskup do Turwi, a ja z Koźmianem do Rąbinia i stamtąd do Turwi. Zastaliśmy jeszcze na nieszpory. Kilka osób z familii przybyło już na noc. Po obiedzie późnym poszli jeszcze O.O. Jezuici słuchać spowiedzi. Gdyśmy już spać poszli, udałem się jeszcze ze Stanisławem Koźmianem do stancji o.o. Praszałowicza i Baczyńskiego i przeczytałem im podanie do Arcybiskupa, a o. Baczyński przeczytał mi odebrany świeżo list od kanonika Prądzyńskiego, który obiecuje wyprawić w podróż niezadługo kandydatki tamtejsze do Gostynia.


Sobota, 8 grudnia [1855]

[Na marginesie:] Turwia.
Mróz, pogoda. Służebniczki były u Komunii św. na pierwszej Mszy, a u bierzmowania: Konstancja, Julianna i Katarzyna. Marianna, pojechawszy zawczoraj z towarzyszkami do Gostynia, odwiedziła ojca chorego w Sikorzynie i dziś już była rano z drugimi u Komunii św.
Podczas wotywy przystąpiłem do Komunii św., potem służyłem za ojca chrzestnego przystępującym do bierzmowania. Po kawie przepisałem podanie do Arcybiskupa i wraz z kopią Reguły wręczyłem ks. Biskupowi, prosząc o oddanie do rąk ks. Arcybiskupa. Na sumę przybyło dużo osób. Celebrował ks. Biskup, kazał ks. Borowicz. Muzyka składała się z śpiewu kilku nauczycieli z towarzyszeniem harmonionu. Po sumie nastąpiły zaraz nieszpory i bierzmowanie jeszcze trwało do zmierzchu.
Podczas obiadu poznałem siedzącą przy mnie pannę Sołtyk z Krakowa, córkę jenerała Romana Sołtyka.
Po 6tej wyjechałem końmi kopaszewskimi do Mórki.
Wstąpiłem jeszcze do Ochronki w Turwi i zapowiedziałem zebranym tam ochroniankom, iż jutro nastąpi zmiana miejsc pomiędzy nimi. Z Kopaszewa pójdą do Rąbinia Julianna i Agnieszka, a z Rąbinia do Kopaszewa Marianna Nowak i Barbara.
Śród mgły i śniegu zajechałem przed 8mą do Mórki. Wstąpiwszy do Proboszcza, zabrałem go do dworu. Zastałem tam Wincentostwa, panią Zarębinę, panny Melanię i Emilię.

 

Niedziela, 9 grudnia [1855]

[Na marginesie:] Mórka, Śrem.
Śnieg pada. Byliśmy w kościele. Po obiedzie pojechałem do Śremu saneczkami (po raz pierwszy tego roku). Zajechałem do Ochrony najprzód. Wszystko dobrze, tylko użalają się na brak chęci i zdrowia Magdaleny Niestrawskiej, oraz brak im drzewa. Wstąpiłem potem do ks. proboszcza Mentzla. Obiecał mi usunąć zagrożenie magistratu co do wkupnego od ochronianek i postarać się, pewnie w Jaszkowie, o drzewo. Wróciłem na kolację do Mórki. Ochronianki co tydzień chodzą do spowiedzi, a dwa razy i czasem trzy razy przyjmują w tygodniu Komunię św.

 

 

 

Poniedziałek, 10 grudnia [1855]


Pogoda, mróz. Rano byłem w Mórce na Roratach, potem wyjechałem z Wicusiem sankami do Grabonoga. Wstąpiliśmy na chwilę do Dusiny i w Gostyniu do Ludwika, u którego poznałem przejeżdżających Ludwikostwa Sokolnickich ze Sośnicy.
Na obiad zjechaliśmy do Grabonoga. Zastałem listy: Od Merzbacha, że IX arkusz „Pokłosia” skończony i prosi o dalszy rękopis jak najśpieszniej. Od Florentyny ze Śremu, w którym przekłada potrzebę zastąpienia miejsca Magdaleny inną towarzyszką. Po południu posłaliśmy saneczkami po Ludwika i z nim przepędziliśmy resztę dnia (3 złp.).
[Na marginesie:] Napisałem do sołtysa w Baszkowie, odkładając na później wzięcie Michaliny Zielińskiej i zapytując o zdrowie Katarzyny.
Wtorek, 11 grudnia [1855]

Pogoda, mróz. Byłem w kościele i w Instytucie. Wziąłem od siostry Julianny 18 luidorów z kasy na zapłacenie 100 tal. kotlarzowi za aparat. Zostaną więc 2 tal. zbytnie. Wstąpiłem do Ludwika. Kotlarza nie zastałem.
Po południu układałem resztę rękopisów do „Pokłosia” i napisałem list do Merzbacha o pośpieszne kończenie druku.


Środa, 12 grudnia [1855]

Pochmurno, mróz. Byłem w kościele i w Instytucie. Michalina zdrowsza, już febry nie miała. Kotlarzowi Walsenowi wypłaciłem w cukierni 100 tal. na rzecz aparatu, na co mi kwit zapisał na rachunku. Na pocztę dałem list do Merzbacha z rękopisami. List ten rekomendowałem. Zapłaciłem zań 8 srg.
Po południu była u mnie Elżbietka z Ochronki. Wszystko u nich dobrze. Na wieczornice chodzą teraz do nich same tylko dziewczęta. Pobudzone przykładem widzianym w Kopaszewie, zajęły się zbieraniem dziewcząt na osobą Różę różańcową. Mają już 12 dziewcząt zapisanych. Inne Róże mężatek i mężczyzn mają się także odosobnić. W sobotę przyjęły Elżbietka i Jagusia Bractwo Niepokalanego Poczęcia, pomnażając się w nabożeństwie ku tej świętej tajemnicy. Biednej Jagusi przez czas rekolekcji pomarzły  wszystkie kwiatki w Ochronce. Myślałem, że ją to bardzo zmartwiło; tymczasem powiada mi Elżbietka, że zasmuciwszy się trochę, rzekła: Dobrze tak, bo P. Bóg musiał wiedzieć, że zanadto wielkie może byłabym miała w nich upodobanie.
Dostały w tych dniach sążeń dębowych gałęzi ze dworu.
Dałem dziś Elżbietce:
Na wydatki …………………………………………………………… 1 – ” – ” –
Dla Jagusi na zasługi …………………………………………………. 1 – 10 – ” – na trzewiki
Dla Janka za zawiezienie Marianny do Sikorzyna
i reszty od zwózki drzewa ……………………………………………. ” – 20 – ” –
                                                                            
                                                                                Razem                      3 – ” – ” –

Wieczorem był Bork u nas. Teofilowa dziś w Lesznie z Wicusiem. Dziś rano wstąpiłem do ks. Hübnera, zaprosiłem go na Gwiazdkę do Podrzecza i Gostynia oraz przeprosiłem, żem zawczasu o wysłaniu Ochronianek na rekolekcje nie uwiadomił go.


Czwartek, 13 grudnia [1855]

Śnieg pada cały dzień. Śród zamieci poszedłem do kościoła i byłem u spowiedzi. Dla dużego śniegu nie mogłem stamtąd pójść do Instytutu. Na obiedzie był u nas dr Wachtel, z którym zabrałem się po południu saneczkami do Gostynia. Nawiedziłem Ludwika i o. Feliksa oraz chorych innych i dzieci. Z poczty odebrałem list od ks. Brzezińskiego i list do Ochronianek podrzeckich, którym przeseła na Gwiazdkę dwie maleńkie książeczki do nabożeństwa.
Zamieć śniegowa trwa ciągle. Jak to będzie jutro do Komunii św. się dostać?


 

 

Piątek, 14 grudnia [1855]

Mróz pogodny z rana, po południu zachmurzyło się, ale nie pada i zwolniało nieco. Byłem saneczkami w kościele na ostatniej Mszy św. i u Komunii św. oraz na kawie w klasztorze. Stamtąd w Instytucie. Michalinie poleciłem w sali Ochrony przebywać, pokąd nie wyzdrowieje. Siostry naglą mnie, abym o piątą siostrę do ks. Kamockiego do Ochrony pisał. Z poczty odebrałem list od sołtysa z Baszkowa donoszący o słabości i wyzdrowieniu tamtejszej ochmistrzyni Ochronki, Katarzyny. Wstąpiłem na chwilę do Ludwika.
Po południu Wicuś odjechał do domu, Teofil do Gostynia, przez którego posłałem Barszczewskiego Białoruś i kronikę religijną Ludwikowi. Wieczorem śnieg się sypie na dobre, ścieżki po kostki zawiane.

 

 

Sobota, 15 grudnia [1855]

Cały dzień pochmurno i mokro, ale nie pada. W kościele nie byłem. Napisałem do księdza Kamockiego, prosząc o przysłanie piątej siostry do Ochrony, wyrażając w Bogu nadzieję, że fundusz na to znajdę osobny. Również do siostry Józefy o tem napisałem i wysłałem po południu obadwa te listy do siostry Julianny, aby je na pocztę posłała wraz z swemi listami.
Ledwo te listy wysłałem, odbieram list od Jana Koźmiana przez fornala Kopaszewskiego, że mi przyseła pierwszą ze Zachodnich Prus dziewczynę do Nowicjatu ochronkowego. Mam się z nią dobrze rozmówić, bo wyobrażała ona sobie służbę tę raczej do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia podobną i jako bogatego wieśniaka córka, zastrasza się pracą połączoną ze zawodem naszych ochronianek. Odebrałem zarazem jej pieniądze, 50 talarów w luidorach, które na opłatę nowicjatu przywiozła.
Kazałem ją do siebie przywołać. Jej kapelusik z różyczkami, błękitna na ramionach rozpuszczona chustka i miejska suknia czyniły mi na pierwsze wejrzenie małą nadzieję zrobienia z niej prostej naszej ochronianki. Wybadałem z niej, że zupełnie co innego sobie wyobrażała. Cóż tedy począć? Namówiłem ją przynajmniej, aby niejaki czas u sióstr zabawiła, dopóki się dokładniej nie rozpatrzy. Złożyła mi swoją metrykę.
Urodzona w 1832 r., 3go maja, z ojca Jakoba Mokwa, gospodarza w Grabowie (dwie mile za Pelplinem) i z matki Barbary Gapa. Imię jej Anna Julianna. Metrykę tę wystawił w Skurtz pleban Hellass.
Koźmianowi odpisałem na prędce, że ją tymczasem, do lepszego rozmyślenia się, zatrzymuję. Ją zaś posłałem do sióstr z listem do siostry Julianny.
Nad wieczorem późno nadeszła Jagusia z Ochronki. Mają już 15 dziewcząt zapisanych do nowo zorganizowanego Różańca Żywego i Jagusia proponuje, aby wszystkim 15 dawać co miesiąc jeden żywot św. do czytania na zebraniach wieczornych ochronkowych. Dałem jej list od ks. Brzezińskiego z dwoma książeczkami maleńkiemi, które dla Elżbietki i Jagusi na Gwiazdkę przeseła. Jagusia Gwiazdką zajęta niezmiernie. Odeszła późno o 6tej. Przez Annę Mokwę odebrałem też list od Katarzyny Jaglanki z Kopaszewa. Wszystko u nich dobrze. Marianna febrę jeszcze miewa. Wieczorem i ja dziś dostałem lekkiej febry z gorączką przez całą noc trwającą.


Niedziela, 16 grudnia [1855]

Wstawszy o 5tej, pojechałem saneczkami do klasztoru na Roraty. Śniegu już mało, wiatr miękki niszczy go do reszty. Z kościoła pojechałem do sióstr. Anna zakłopotana powiada, że myślała, iż będzie Siostrą Miłosierdzia. Do służby zaś ochronkowej, szczególniej wiejskiej, nie ma ochoty. Namówiłem ją, żeby jeszcze rozpatrzyła się lepiej.
Wstąpiłem na chwilę do Ludwika. Słaby i znudzony samotnością okropnie.
Na obiad przyjechali Szczawińscy. Wieczorem znowu feberka mi przyszła z przemijającem zimnem i gorączką.
[Na marginesie:] Kłosowskiemu za konia i bryczkę do Kopaszewa, dałem 2 tal. Surzyńskiemu  za bryczkę poprzednio do Kopaszewa pożyczoną, dałem 4 złp. przez Marynkę.


Poniedziałek, 17 grudnia [1855]

Odwilż, resztki śniegu tają. Słońce prześwieca chwilami i znowu chmury z deszczem i śniegiem przeciągają jak w marcu. Czułem się słabszym jak wczoraj. Wstałem późno. Teofilostwo pojechali do Mórki. Do zatrudnienia nie mam ochoty. Ledwo że w Dzienniku trochę pisałem. W kościele nie byłem. Po południu prawie cały czas przeleżałem. Na wieczór znowu feberka i całą noc trwała.



Wtorek, 18 grudnia [1855]

Mróz tęgi, ślizgawica. Wstałem późno, osłabiony. W kościele nie byłem.
Przed południem odebrałem z poczty list od Merzbacha, w którym chce, aby mu pozwolić zrobić osobny oddruk Joanny d’Arc z „Pokłosia” i o warunki zapytuje, oraz przyseła 8 arkuszy „Pokłosia” na czysto wydrukowanych. Po południu zapisałem do Stanisława Koźmiana zapytując, czy oddruk ten na rzecz autora, Kazimierza Radeckiego, czy też na rzecz sierot przeznaczyć. Napisałem także do o. Baczyńskiego, donosząc o przybyciu Anny Mokwy z Prus i jej braku ochoty do zawodu ochronkowego, oraz prosząc, aby napisał do kanonika Prądzyńskiego, iżby tenże inne kandydatki jak najwyraźniej objaśnił, czem jest powołanie ochronkowe – dla uniknienia podobnych zawodów, jakiego Anna doznała, która sobie w tem zupełnie co innego wyobrażała. Napisałem także do Ochrony w Śremie, donosząc o mojej bytności u tamecznego Proboszcza i załatwieniu rzeczy co do wkupnego. Zażądałem wiadomości, jak się bierze do pracy Magdalena Niestrawska i żeby mi Florentyna doniosła o kandydatce z Baszkowa, o której mówiła mi w Śremie. Od siostry Józefy odebrałem wiadomość, że przybyła i jutro chce się ze mną rozmówić. Teofilostwo wrócili z Mórki wieczorem. Miałem znowu czwartą febrę w nocy.


Środa, 19 grudnia [1855]

Mróz pogodny, podobno 15-16 stopni, ślizgawica. Konieczność widzenia się z siostrą Józefą zmusiła mię pójść do Instytutu, bo ujechać trudno dla lodu po drogach. Wprzódy poszedłem do kościoła. Siostra Józefa oświadczyła mi od ks. Kamockiego, że siostrę piątą da, ale dopiero za 4-5 miesięcy, bo teraz nie ma takowej.
Widziałem przywiezione na Gwiazdkę zabawki itp. przedmioty.
Za obrączki, których było pięć po Janie Nieświatowskim, dostała siostra 14 tal., a za moją miednicę i nalewkę srebrną 34 tal. Anna z Prus pragnie już odjeżdżać do domu i nie czekać Gwiazdki. Pozwoliłem jej jutro odjechać pocztą wieczorną.
Widziałem się z dr. Wachtlem. Nie dał mi nic na febrę, chcąc czekać, co z tego się pokaże. W Instytucie za obiad wypiłem filiżankę piwa grzanego.
Byłem na lekcji śpiewów kolędowych Koperskiego.
Wstąpiłem na chwilę do Ludwika po południu i około 4tej przyszedłem do domu nieco zziębły. Przechadzka dzisiejsza jednak pomogła mi, wieczorem lżejsze już przejście febry było. Z poczty odebrałem list od Antoniego Bronikowskiego z Ostrowa, przypominający się o odpowiedź na przysłane pieniądze i list poprzedni.



Czwartek, 20 grudnia [1855]

Mróz pogodny, prawie mocniejszy jak wczoraj. Teofilostwo jadą do Brylewa na imieniny dzisiejsze Teofila, któremu rano powinszowawszy, poszedłem przed 9tą do kościoła i byłem u spowiedzi. Zakrystianowi dałem 2 złp za opłatki dla sióstr (200) i dla Ochronki Podrzeckiej (100). Chłopcom, Benedyktowi i Michałowi, których zamówiłem do udawania ptaszków na Gwiazdkę u sióstr, dałem 2 złp. Kazawszy przyjść koniom po siebie, pojechałem do Instytutu.
Był tu na chwilę Julian Łubieński, z którym odwiedziliśmy słabego o. Feliksa.
Z siostrą Józefą zrobiłem rachunek. Wypłaciła mi z kasy domowej założone przeze mnie do kupna koni i na inne rzeczy –
Razem…………………………………….. 32 – 25 –” –
Za miednicę……………………………..... 34 –  ”  – ” –
                    Czyli  66 – 25 – ” –

Ja zaś wypłaciłem siostrze:
Za stoczki do Podrzecza …………………………… ” – 16 – ” –
Za lampkę do Podrzecza …………………………… ” – 15 – ” –
                                1 – 1 –   ” –
Michalinie dałem na trzewiki ………………………. 1 – ”  – ” –
Elżbietce na zasługi ………………………………… ” – 15 – ” –
Za pocztę do Śremu dla Anny ……………………… ” – 20 – ” –

Annie oddałem jej 50 tal. i metrykę oraz obrazek Najśw. Panny Gostyńskiej na pamiątkę. U Ludwika byłem na obiadku i kawie. Po południu, wziąwszy konie instytutowe do bryczki grabonogskiej i zabrawszy Elżbietkę, pojechałem do Podrzecza do Ochronki. Węsierscy w Poznaniu.
Zabawiłem w Ochronce, oglądając przysposobienia na Gwiazdkę. Węsierska dała dużo starzyzny dziecięcej, trzewiczków, pończoszek, sukienek dla najbiedniejszych dzieci. Jabłek po 15 na dwa drzewka i po 6 na każde z 30 dzieci: zatem przeszło 200 jabłek, pierniczki i 30 strucelków po 1 srg. Jagusia ze swego natchnienia ładne zrobiła prześcieradełko dla Dzieciątka w żłobek, białe, z naszytym w środku krzyżem z wąskich wstążeczek czerwonych, na którym złożyła Dzieciątko jako na krwawym – jak mówiła – znaku przyszłej męki. Pochwaliłem trafny jej pomysł, ale też musiałem surowo napomnieć, że poszedłszy dziś za sprawunkami gwiazdkowemi do miasta, powierzyła dozór nad dziećmi Marynce, przyszłej aspirantce ochronkowej z Podrzecza. Zasmuciłem ją przez to bardzo – ale darmo. Ze łzami prosiła o przebaczenie za nieumyślne to uchybienie.
Nie mając drobnych, zostawiłem im luidora pojedynczego na wydatki świąteczne, z czego resztę zmienionych pieniędzy oddadzą mi w niedzielę. Wróciłem do domu po 5tej.
Z poczty odebrałem dziś list od pani Marii Bnińskiej z Karny pod Wolsztynem, proszący o przeznaczenie służebniczek do Karny. Odebrałem także wezwanie na walne zebranie agronomiczne 21 stycznia p.r. do Gostynia.
Wieczorem pisałem w Dzienniku. Zimno mię trochę przechodzi, ale równie lekkie jak wczoraj. Dzięki Bogu, że to febryczne usposobienie nie zwiększa się i nie przeszkadza mi dotąd do zatrudnień gwiazdkowych.
Zaprosiłem dziś listownie ks.ks. Grzeszkiewicza i Gieburowskiego na obie Gwiazdki – w Gostyniu i Podrzeczu.



 

 

Piątek, 21 grudnia [1855]

Mróz nieco zwalniał, podobno jest 13 stopni i śnieg popadał na cal może, tak że już sankami można by jechać. Na ostatnią Mszę św. poszedłem do kościoła i przyjąwszy Komunię św., byłem w klasztorze na kawie. Odebrałem obietnicę od ks. Hübnera i Preibisza, że przybędą jutro  na Gwiazdkę do Podrzecza i pojutrze do sióstr. Wróciłem na obiad. Teofil rano pojechał do Leszna. Wicuś od południa do Mórki.

 

Sobota, 22 grudnia [1855]

Pogoda, mróz mocny, śnieżek leży. Chcąc na kaszel i feberke odpocząć sobie, nie byłem w kościele. Rano dał mi znać ks. Hübner, że w Podrzeczu być dziś nie może. Posłałem jednak do sióstr, aby instytutowe konie poszły po ks. Preibisza i list do niego załączyłem.
Około południa przybył do chorej ks. Gieburowski i przy tej sposobności chciał się wymówić od pojechania do Podrzecza. Znalazłem go niedobrze uprzedzonym tak przeciwko Ochronce, jakoli Instytutowi w Gostyniu. Przedstawiwszy mu atoli rzecz z prawdziwej strony, nakłoniłem go, że został na obiedzie, aby pojechać ze mną na Gwiazdkę dzisiejszą do Podrzecza. Pomówiłem z nim także o należytym zorganizowaniu Różańca Żywego, ku czemu początek zamierzyliśmy zaraz dziś uczynić w Podrzeczu.
Po trzeciej pojechaliśmy do Podrzecza. Węsierscy nie wrócili jeszcze z Poznania. Byliśmy więc w Ochronce przez kilka godzin.
Ks. Preibisz nie przybył. Gwiazdkę rozpoczęliśmy o 5tej.
Dzieci kolędy dobrze śpiewały, powtarzały bajeczki i powiastki, a z katechizmu wypytywała ich Elżbietka. Szereg zapytań, od stworzenia świata aż do Zesłania Ducha Świętego, bardzo zgrabnie w połączeniu katechizmu z historią świętą przeprowadziła. Na zakończenie kilka jeszcze ładnych prześpiewały kolęd. Ks. Gieburowski wielce zadowolony przystąpił do łamania opłatków i ładnie do dziatek i zgromadzonych rodziców przemówił. Dodał także słowo o urządzeniu Różańca i w końcu udzielił dziatkom i wszystkim błogosławieństwa. Jagusia bardzo ładnie przystroiła szopkę i drzewka gwiazdkowe.
Wróciliśmy na wieczerzę z ks. Gieburowskim do Grabonoga.
Dałem mu w upominku „Pokłosia” wszystkie trzy roczniki.
[Na marginesie:] Odebrałem z poczty list od Stanisława Koźmiana z warunkami ustąpienia rękopisu Joanna d’Arc Merzbachowi. List ten jest z 21 b.m.


Niedziela, 23 grudnia [1855]

Pogoda i mróz, ale nieco wolniejszy. Byłem bryczką na Roratach w klasztorze. Stamtąd pojechałem do Instytutu. Całe przedpołudnie zajęty byłem urządzaniem sali ochronkowej na Gwiazdkę. Czekońskiemu zapłaciłem za 8 obrazków Najśw. Panny Gostyńskiej 1 tal. 2½ srg.
Byłem potem na obiedzie u Ludwika i o 4tej znów do Instytutu wróciłem.
Ks. Mentzel, poczciwy staruszek, przybył dość wcześnie i wezwawszy mnie wraz z siostrą Józefą, zaprowadził do zakrystii, gdzie nam wskazał złożony przez siebie w kąciku worek z pieniędzmi i oświadczył, aby to przyjąć jako Gwiazdkę dla sierot od niego! Nie posiadaliśmy się z radości i podziwu! – a jakże zdumienie nasze się zwiększyło, gdyśmy na worku ujrzeli wypisane 300 tal. Ucałowawszy ze łzami ręce Czcigodnego Starca, wróciliśmy do kaplicy, aby Panu Jezusowi Najmiłosierniejszemu gorącą modlitwą złożyć dzięki najserdeczniejsze za tak niespodzianą i widocznie z nieba spuszczoną Gwiazdkę. Pod wrażeniem takiej niezmiernej pociechy weselszym niż kiedykolwiek stał się nam obchód dzisiejszej Gwiazdki. Z sąsiedztwa gości nie było, ale za to było księży pięciu: ks. Hübner, ks. Preibisz, ks. Mentzel, ks. Kryger z Siemowa i o. Feliks, który w swym habicie i z porosłą brodą przydawał jakiegoś dziwnego uroku tej uroczystości śród sierot i biało ubranych dzieci ochronkowych, przy szopce, przy drzewach rzęsistem światłem błyszczących, przy śpiewach kolęd i głosach odzywających się ptaszków rozmaitych, zwłaszcza że jego postać przypominała jego pielgrzymkę do Ziemi Św., gdzie własną stopą te miejsca zwiedzał, które w dzisiejszym obrzędzie dziatkom się przedstawiały. Z Podrzecza były ochronianki Jagusia i Elżbietka i z Rąbinia Michalina. Dzieci z Podrzecza było 6ro, które Józef Przewoźny i Bartłomiej dwoma wózkami bezpłatnie przywieźli. Dzieciom podrzeckim rozdały siostry zabawki, łątki po wiejsku ubrane jako ochronianki w błękitnych sukienkach, z białymi fartuszkami i chusteczkami na główkach. Przemowę miał ks. Preibisz.
Po 7mej rozjechaliśmy się z księżmi do domu.

 

 

Poniedziałek, 24 grudnia [1855]

Mróz maleńki, pogoda. Nie byłem w kościele. Po śniadaniu pojechaliśmy do Mórki na Święta. Ja z Bolesiem wstąpiłem do Gostynia. Zapłaciłem w cukierni za strucle dla sióstr i Koperskiego 15 złp. Wstąpiwszy do sióstr, zostawiłem do odesłania na pocztę list do Antoniego Bronikowskiego, donoszący o odebranych za „Pokłosie” 5 i 3 talarach. Miłą znowu powziąłem od siostry wiadomość o przysłanych dla sierot przez Atanazego Raczyńskiego 25 tal. Zajechaliśmy do Mórki o gwiaździe  na wieczerzę wiliową. Zastaliśmy domowych i Żychlińskiego Ludwika.

 

Wtorek, 25 grudnia [1855]

Pogoda, maleńki mrozek. W miejscowym kościółku byłem na pierwszej Mszy św. o 7mej i przyjąłem Komunię św. potem ksiądz pojechał z drugą Mszą do Dalewa, a na trzecią znowu byliśmy w Mórce. Całe dzisiejsze Święto przepędziliśmy z domowymi. Od dnia dzisiejszego poczynam zapisywać stan powietrza wróżący dwanaście miesięcy następnego roku. Cały dzień dzisiejszy był stale pogodny i niezbyt mroźny. [Na marginesie:] Styczeń.