s.M. Maksymilia

Chcę podzielić się doświadczeniem działania Pana Boga w moim życiu w kontekście rozeznawania i podejmowania życiowego powołania. Samo zainteresowanie kwestią osobistego powołania pojawiło się u mnie, gdy miałam 16 lat. Był to dla mnie czas odkrywania relacji z Panem Bogiem, odkrywania na nowo wiary; doświadczania, ze Bóg zna moje życie, że zna mnie, że się mną interesuje, odpowiada na moje prośby, ze jest Bogiem życzliwym, troszczącym się o mnie. Towarzyszyła temu też wielka radość. Otwierałam się na Jego obecność, Jego działanie. Zaczęłam też częściej uczestniczyć w Eucharystii, potrzebowałam przebywać z Nim na cichej modlitwie. I coraz częściej pytałam o to, jaki On ma dla mnie plan, którędy mam iść, by być szczęśliwą.

 

W tym czasie zaczęłam też modlić się za wstawiennictwem św. Józefa Sebastiana Pelczara o dobrego męża. Wkrótce przyszło mi takie zrozumienie, że lepiej bym modliła się o wypełnienie się woli Bożej w moim życiu. Bardzo uradowało mnie to odkrycie, bo modliłam się profilaktycznie, a nie z potrzeby serca. W pewnym momencie odkryłam też, że nagle bardzo często zaczęłam spotykać różne siostry zakonne – na ulicy, w sklepie, w kościele, w autobusie... Mówiłam sobie, że to przypadek, ale w sercu czułam, ze one są też takim znakiem dla mnie, że Pan Bóg stawia mi je przed oczyma.

 

Podczas tamtych ferii zimowych miałam wraz z koleżankami jechać na rekolekcje do sióstr nazaretanek. Ale jednak moja mama z do końca niewyjaśnionych przyczyn nie chciała się zgodzić, a ja... miałam mocne wewnętrzne przekonanie, żeby jej posłuchać i nie próbować jej przekonywać. Za kilka dni okazało się, że może mnie na rekolekcje zabrać moja siostra, która wraz z grupą koleżanek jechała do sióstr służebniczek do Panewnik. Właśnie jedna z nich zachorowała, więc było wolne miejsce. Tak poznałam siostry służebniczki.

 

Potem w kolejne ferie też przyjeżdżałam na rekolekcje, czasem na skupienia, potem na nocne adoracje Najświętszego Sakramentu. Były to dla mnie ważne wydarzenia, pomagające mi żyć z Bogiem, żyć wiarą na co dzień. Pociągało mnie życie zakonne, a jednak kiedy nadszedł czas matury rozeznałam, że na ten czas to nie jest moja droga. Początkowo trudno mi było przyjąć taką wersję. Nie rozumiałam, czemu właśnie teraz Pan Bóg mówi mi: „Nie teraz”, że dał pragnienie życia dla Niego, a teraz nie pozwala tego realizować.

 

Po maturze rozpoczęłam studia. Był to czas bogaty w różne wydarzenia, przez które Pan Bóg prowadził mnie, dawał mi wciąż poznawać, że On sam troszczy się o mnie i to w każdym wymiarze, że zależy Mu na mnie. Często działał też przez ludzi, którzy pomagali mi odkrywać tę miłość Boga i uczyć się każdego dnia Jemu zawierzać. Kwestia powołania wciąż była dla mnie otwarta. Pan Bóg dał mi też siostrę służebniczkę, która ... mi towarzyszyła wspierając mnie modlitwą.

 

Gdy byłam na ostatnim roku, przyjechałam na skupienie do sióstr służebniczek z tą intencją, by w końcu podjąć konkretną decyzję życiową. Rozważając perykopę o bogatym młodzieńcu, który ostatecznie odszedł smutny od Jezusa, zobaczyłam, że ja też byłam jak on – nie chciałam pozbyć się pewnej swojej majętności, którą są moje słabości, ograniczenia, rany. Spotkanie ze Słowem Bożym i rozmowa z siostrą prowadzącą to skupienie okazały się decydujące. Wtedy też poprosiłam o przyjęcie mnie do Zgromadzenia – było to w Niedzielę Dobrego Pasterza, 7. 05. 2006 roku. Pamiętam, że byłam wtedy bardzo, bardzo szczęśliwa. Po kilku miesiącach, w uroczystość MB Częstochowskiej wstąpiłam do Zgromadzenia.

 

Od tamtego wydarzenia minęło 10 lat. I nadal jestem bardzo, bardzo szczęśliwa. Choć dziś inaczej przeżywam swoje powołanie niż wtedy, gdy rozpoczynałam życie zakonne, inaczej niż wtedy, gdy składałam I Profesję, to jest coś, co łączy wszystkie te momenty – to doświadczenie Bożej miłości. Raduję się Jego bliskością i darem wybrania do życia w ścisłym z Nim zjednoczeniu. Nie tyle ja wybrałam tę drogę życia, ile raczej przyjęłam ten wielki dar od Boga. Jest w tym taka tajemnica Bożego wybrania. Obecnie, gdy przygotowuję do złożenia wieczystych ślubów zakonnych Bóg też przychodzi i przekonuje mnie o swojej wielkiej miłości – do mnie i każdego człowieka, o tym ,że każdy, każda z nas, bez żadnego wyjątku, jest Jego umiłowanym dzieckiem, które On pragnie uszczęśliwić. On prowadzi nas po najlepszych drogach. Warto powierzyć się Jego miłości. Jezu, ufam Tobie!