Wezwanie, o które zawsze warto powalczyć
Wezwanie, o które zawsze warto powalczyć

Pokora - fundament naszego życia duchowego. Jest czymś podstawowym, a jednocześnie trudnym i pociągającym. Z zycia bł. Edmunda można wyczytać ciekawe podejście do tego typu zadania i odpowiedź na pytanie jak żyć, by schodząc wchodzić, a tracąć zyskiwać. Wszystko zalezy od tego na jakim fundamencie nam zależy.

 

Fundament życia

 

Cnota pokory jest parę razy wymieniana przez Ojca Założyciela w Regule. Wśród nich jest myśl zawarta w p.33, w którym czytamy: „Pilnie u siebie te słowa Zbawiciela Pana rozważając: „Uczcie się ode mnie, bom ja cichy i pokornego serca – pokory jako początku i fundamentu doskonałości pilnie nabywać mają, przeto wszelkie upokorzenia i niskie posługi z miłością przyjmować będą, a zwłaszcza te, które się zmysłom sprzeciwiają (…) pragnąc w tej cnocie tak miłej Bogu i Matce Bożej, a nam tak potrzebnej postąpić” (Reg. § 33). Powyższy zapis O. Założyciela skierowany do Sióstr, wyraźnie wskazuje na fakt, że to wpierw On sam cnotę pokory uczynił fundamentem dla swego życia duchowego, na drodze dążenia do świętości, na drodze służby.

 

Odwaga "schodzenia" 

 

Duch modlitwy i kontemplacji Boga – Jego majestatu i chwały były środowiskiem, stawania się pokornym Sługą Boga. Ojciec Edmund zbliżając się coraz bardziej do Boga, jednocześnie wchodził na drogę „tracenia siebie”, stawania się darem w prostocie życia, nigdy nie licząc na jakiekolwiek ludzkie korzyści. Jego pokora i przejmująca dobroć, kazały mu wciąż „schodzić” do poziomu tych, którzy mu byli dani przez Bożą Opatrzność, by razem z nimi iść drogami chrześcijańskiej świętości. Nieustannie też z całą pokorą „wczytywał” się w bogactwo wewnętrznego piękna duszy ludu wiejskiego, dostrzegając w niej prostotę. Karty „Dziennika” ujawniają jak delikatnym i wrażliwym był człowiekiem. Ile w nim wyczucia wszystkiego co piękne, wartościowe, prostoduszne i szczere. Był człowiekiem wielkiego formatu, o szlachetnym sercu, który niestrudzenie dawał siebie Bogu i ludziom, chwaląc wszystkim co czynił Boga, a nie siebie. Przez nieustanną pamięć w codzienności na słowa św. Pawła: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał” (1 Kor 4,7-8), pomnażał w sobie prostotę. Swoją duchową architekturę budowy cnoty pokory Edmund Bojanowski wznosił na wierności i angażowaniu się w małe, drobne sprawy. Pamiętał, że wielkie rzeczy buduje się na małych rzeczach, bo pokora nie gardzi małymi rzeczami i sprawami. Cnota pokory sprawiała, że bardzo interesował się losem drugich, losem społeczności, narodu i Ojczyzny. Docierał przez swą postawę pokory do bardzo głębokich warstw człowieka i rzeczywistości, która go otaczała, odkrywając w niej wolę Bożą. Pokora stawała się w nim „czystym dawaniem” dobra, a więc i Boga, który jest samym Dobrem. Bycie na wzór Chrystusa cichym i pokornego serca, sprawiło, że Ojciec Założyciel nie tylko służył ubogim i potrzebującym, ale dzielił ich los.

 

Tylko sługa dotrze do Mistrza


Bliskie mu były słowa Chrystusa: „kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć” (Łk 14,13-14). Można powiedzieć, że poprzez ubogich, poprzez dotykanie nędzy ludzkiej, O. Edmund docierał do Mistrza pokory do Jezusa Chrystusa, który przyjął postać Sługi. Docierał również do Mistrzyni Pokory – Maryi, Pokornej Służebnicy Pańskiej. Konsekwencją więc wzorowania się na Chrystusie i Maryi w dążeniu do nabywania cnoty pokory był fakt, że stylem Jego życia była nieustanna służba.
Chciejmy więc pójść śladem naszego Ojca Założyciela, stając się na wzór Chrystusa „cichymi i pokornego serca”.

 

M.M. Brygida Biedroń