Na ostatnie dni Adwentu...
Na ostatnie dni Adwentu...

“W dobrych zawodach wystąpiłem,

bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem.“ Tm 4, 6

Dokąd biegnę? Gdzie zmierzam? Po co?
Czego lub kogo szuka moje serce?
Takie pytania warto stawiać sobie jak najczęściej,

zwłaszcza gdy dobiega końca Adwent lub… gdy dobiega końca rok kalendarzowy.

 


Św. Paweł porównuje nasze życie do zawodów. Zawody kojarzą się nam z wysiłkiem, zmaganiem, mają konkretne, często bardzo wymagające tempo. Praca, dom, obowiązki… wszyscy znamy zawrotną prędkość z jaką uciekają minuty i godziny, dni i tygodnie. A my wciąż gdzieś biegniemy, analizując w myślach wszystko to, co jeszcze jest do zrobienia. I tak bez końca. Zapominamy, że czasem trzeba się zatrzymać, złapać oddech, zobaczyć w jakim miejscu naszego życia jesteśmy i w jakim kierunku powinniśmy zdążać. Co więcej, potrzebujemy tych przerw, aby na nowo dostrzec tych, którzy nas otaczają, a których tak często obojętnie mijamy: nasze rodziny, przyjaciół, znajomych i… co najważniejsze, samego Pana Boga. Dlatego właśnie każdy kolejny rok liturgiczny rozpoczynamy Adwentem, czasem zatrzymania, złapania oddechu i ustawienia na nowo właściwej perspektywy na naszą codzienność.






Jedną z centralnych postaci w tym adwentowym czasie jest św. Jan Chrzciciel, który przedstawia siebie, jako „głos wołającego na pustyni” (J 1, 23). Już samo to daje nam cenną wskazówkę na naszą codzienność: żyjemy na pustyni. Choć z pozoru niczego nam nie brakuje i stale jesteśmy otoczeni przez ludzi, przedmioty i dźwięki, to jednak każdy z nas, choć być może nie jest tego świadomy, odczuwa w sobie pragnienie, którego nic zewnętrznego nie może zaspokoić. To właśnie jest pustynia i właśnie tam rozlega się ów Głos. Głos, który wzywa każdego z nas, także Ciebie. To nie jest głos który ocenia, krytykuje, stawia coraz to nowe wymagania. Wręcz przeciwnie, to głos Miłości, która nas dowartościowuje i wskazuje drogę, którą mamy kroczyć. To głos samego Boga, który zaprasza nas, byśmy z ufnością zawierzyli Mu swoje serce. Aby Go usłyszeć, nie potrzeba wiele: chwila ciszy, modlitwy, adoracji. Chwila refleksji nad pytaniami o to, co Pan Bóg mówi do mnie dzisiaj? Właśnie tu i teraz. Do czego mnie zaprasza lub o czym przypomina? Czy chcę w ogóle Go słuchać? A jeśli nie, to co mnie przed tym powstrzymuje? Znajdź jeszcze dziś chwilę swojej pustyni, otwórz swoje serce i słuchaj. Nie bój się! Odważ się wyruszyć w drogę. Już nie sam, lecz z Panem.

 

 

 


Także św. Jan Chrzciciel wspomina o drodze. Cytując proroka Izajasza, nawołuje do prostowania dróg dla Pana. I to kolejna wskazówka na naszą codzienność. Trzeba nam pytać siebie o to, które drogi mojego życia są w tej chwili najbardziej zagmatwane? Dlaczego tak jest? Warto przyjrzeć się temu zwłaszcza pod kątem naszych relacji z najbliższymi. Bo być może jesteśmy tak bardzo pochłonięci codzienną bieganiną, że już ich nie dostrzegamy. Nie widzimy wypisanej w ich oczach tęsknoty i oczekiwania na choć chwilę spotkania i wspólnej rozmowy. Nie wolno nam tego przegapić, zwłaszcza teraz, gdy Święta Bożego Narodzenia są już tak blisko. Jednak nie możemy zapomnieć także o najważniejszej relacji w naszym życiu, czyli tej z naszym niebieskim Ojcem. On także w każdej chwili nas wypatruje i czeka z utęsknieniem. Nie ważne, czy mamy 5 czy 55 lat, nie ważne jaka jest nasza historia, zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy Jego umiłowanymi dziećmi. Ta prawda o naszym życiu w czasie Adwentu i Bożego Narodzenia wybrzmiewa szczególnie mocno. Syn Boży stał się człowiekiem, aby przypomnieć nam o tej naszej najgłębszej tożsamości synów i córek samego Boga. W Jezusie Ojciec wychodzi nam naprzeciw pomimo chaosu i zagmatwania w jakich często żyjemy. Dlatego właśnie musimy prostować nasze codzienne drogi, aby dążąc na spotkanie z Nim, nie tracić czasu na to, co niepotrzebne. Poproś dzisiaj Pana, aby pomógł Ci wyprostować tę drogę do Niego, a przez to także do tych, którzy są wokół Ciebie.

 

 

 


Na koniec wróćmy jeszcze do słów św. Pawła, którymi rozpoczęliśmy ten artykuł. W czasie zawodów często zdarza się, ze przegrywamy z naszą własną słabością i, jak wiemy, doświadczenie to nie jest obce także samemu Apostołowi Narodów. Jednak mimo to, pisze on, że „bieg ukończył” i że oczekuje przygotowanej dla niego w niebie nagrody. Czas Adwentu w szczególny sposób przypomina nam o celu naszego biegu, którym jest życie wieczne. I nawet jeśli często upadamy lub słabniemy, Pan Bóg nie tylko nam tej nagrody nie odbiera, ale jeszcze posyła swojego Syna, aby towarzyszył nam na naszych drogach i umacniał nas w chwilach słabości. Dlatego nie musimy się bać lub czekać na jakiś nadzwyczajny moment, w którym będziemy przygotowani, by powiedzieć Panu Bogu swoje „Tak”. Warto robić to w każdej chwili, niezależnie od tego, czy doświadczamy właśnie naszej mocy, czy słabości. Patrzmy na Maryję, która uczy nas całkowitego zawierzenia. Ona ufała choć nie wiedziała co ją spotka. Wypowiedziała swoje „Fiat” pomimo zmieszania i niepewności. Pozwoliła się prowadzić Panu Bogu, wierząc i ufając, że On jest i czuwa nad każdym Jej krokiem. Dlatego już dziś zrób miejsce dla Pana Jezusa który przychodzi do nas jako bezbronne dziecko, małe, kruche, ale pełne miłości. Niech Twoje serce, zwłaszcza wśród przedświątecznych przygotowań, będzie wypełnione tęsknotą spotkania z Nim. Proś z wiarą i szczerością o pomoc Ducha Świętego, a On na pewno przyjdzie ze swoimi darami. Dopiero wtedy masz szansę przekonać się, że jak to mówił św. Augustyn: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wtedy wszystko jest na właściwym miejscu”. Twoja codzienność nie będzie Cię już dłużej przytłaczać, ale wręcz przeciwnie: zagości w niej „(...)miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie.” (Ga 5,22-23)

 

Dlatego odwagi! Nie bój się zaryzykować, a przekonasz się, że dla Boga nie ma nic nie możliwego.

Z Nim możesz wszystko.

Zaryzykujesz???

 

s.M. Julia Rosolovska