Miłość do Boga w życiu bł. Edmunda
Miłość do Boga w życiu bł. Edmunda

Miłość jest najgłębszym sensem ludzkiego życia. Dla wszystkich chrześcijan jest pierwszym i najważniejszym przykazaniem. Bóg jako Stwórca i Ojciec wszystkich ludzi jest najbardziej godny miłości. Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. Błogosławiony Edmund Bojanowski miał dobrze ustawioną hierarchię wartości. Dla niego Bóg był zawsze na pierwszym miejscu.

 

Błogosławiony Edmund Bojanowski był świadomy tego, że jest nieskończenie kochany przez Boga. Doświadczył ogromnej miłości Boga względem siebie i  pragnął na tę miłość odpowiedzieć. Starał się z dnia na dzień coraz bardziej kochać Boga całym swym sercem, duszą, ze wszystkich sił i całą swą istotą (por. Mt 22, 37). Był gotów do wszelkich poświęceń i ofiar dla umiłowanego nade wszystko Boga. Jak sam wyznaje: „Ja nic nie znaczę, Bóg kieruje wszystkim. Czynię tylko to, czego Bóg żąda ode mnie. Wyznaję, że wszystko, co czynię, jest na chwałę Bożą”.

 

Modlitwa w życiu Edmunda

 

Życie bł. Edmunda było wypełnione modlitwą i nieustannym odnoszeniem wszystkiego do Boga. Starał się każdy swój dzień rozpoczynać od uczestnictwa w Eucharystii. Pomimo ciągłych wyjazdów i licznych spotkań, związanych z wieloma obowiązkami, wstawał wcześnie rano i spieszył do kościoła. Nie zwracał uwagi na niesprzyjające warunki pogodowe, ponieważ pragnął każdy nowy dzień  rozpocząć w zjednoczeniu z Chrystusem. Z codziennej Eucharystii czerpał siły do pokonywania trudności i do życia zgodnego z zasadami Ewangelii. W ciągu dnia, kiedy tylko mógł, wstępował do kościoła na adorację. Trwając przed obliczem Boga napełniał swoje serce Jego miłością. Szczególnie cenił sobie chwile samotności. Wówczas wszystkie myśli kierował do Boga. Modlił się w domu, w zaciszu swojego pokoju, w czasie podróży. Lubił podróżować w samotności, ponieważ całą drogę mógł poświęcić na rozmowę z Panem. Podczas wspólnych wyjazdów także szukał czasu na osobistą modlitwę. Kiedy wszyscy udawali się na spoczynek, on długo jeszcze klęczał przy łóżku, przeżywając swoje spotkanie z Panem. Każdą wolną chwilę spędzał z Tym, którego umiłował. Trwał w zjednoczeniu z Bogiem. We wszystkich sprawach zwracał się do Niego, jako do ostatecznego celu. Miał świadomość prawdy, że wszystko zależy od Chrystusa i że „bez niego nic nie możemy uczynić” (J 15,5).

 

Dziękuje, prosi, przeprasza

 

Okazując Bogu miłość, dziękował Mu za otrzymane dobrodziejstwa. Z zachwytem przyjmował każde dobro jako niczym niezasłużony dar. Nie było dnia, w którym nie zanosiłby modlitw dziękczynnych. Potrafił być wdzięczny za wszystko: za uzdrowienie z choroby, za otrzymane wsparcie finansowe,  za piękne chwile spędzone z dziećmi i z przyjaciółmi, za wszystkie wysłuchane prośby.
Widział w Bogu kochającego Ojca, który daje dobre dary swoim dzieciom (por. Mt 7, 11), dlatego z ufnością kierował do Niego prośby. Na początku Nowego Roku zawierzał Bogu wszystkie nadchodzące dni prosząc o błogosławieństwo i wszelką pomyślność oraz o serce pełne wiary, aby potrafił z ufnością przyjąć to, co On mu przygotował.
W ciągu dnia często jednoczył się z Bogiem, kierując do Niego akty strzeliste, ale także modlił się czynem, starając się postępować zgodnie z Bożym upodobaniem. We wszystkich sytuacjach potrafił dostrzec Boże działanie.

 

Karmi się Słowem Bożym

 

Edmund Bojanowski żył w głębokiej świadomości miłosnego oddania się Bogu, dlatego ciągle pragnął z Nim przebywać i coraz bardziej Go poznawać. Wiedział, że Pismo Święte jest najlepszym źródłem poznania Boga i pomaga wzrastać w miłości Chrystusowej, dlatego każdego dnia poświęcał dużo czasu na lekturę i medytację. Swoje życie budował na fundamencie Słowa Bożego. Odnajdywał w nim odpowiedzi na nurtujące pytania, odkrywał zamysł Boży. Z niego czerpał moc do pokonywania codziennych zmagań i trudności. Słowa Pisma dodawały mu otuchy i wlewały w serce nadzieję. Kiedy miał wątpliwości i nie wiedział, jaką podjąć decyzję, szukał rozwiązania w Biblii.

 

Dzień Pański

 

W sposób szczególny przeżywał niedziele i święta. Z radością udawał się do kościoła, gdzie spotykał się z umiłowanym nade wszystko Bogiem. Po Mszy św. zostawał w kościele, trwając długo na modlitwie dziękczynnej. Wracał do domu na obiad, aby w chwilę potem ponownie udać się do kościoła na uroczyste nieszpory. Pragnął cały dzień świąteczny spędzić z Jezusem. Niejednokrotnie musiał z tego zrezygnować uczestnicząc w różnego rodzaju spotkaniach rodzinnych i towarzyskich. Wówczas rozgoryczony pisał w swoim Dzienniku: „Cały dzień zeszedł mi nudno na próżnych rozmowach, jedzeniu i piciu. Nie znam dla siebie nic przykrzejszego, jak takie jałowe i bezowocne zabijanie czasu” (29 X 1854). Natomiast kiedy udało mu się dobrze przeżyć Dzień Pański, przy wieczornym rachunku sumienia czynił takie spostrzeżenia: „Dzisiejszy dzień cały do najmilszych w moim całym teraźniejszym życiu zapisać winienem, bo przepędziłem go w nabożeństwie z Bogiem i w towarzystwie z ludźmi wedle Boga” (6 VIII 1854).

 

Opatrzność Boża

 

Szczególnym rysem duchowości Edmunda Bojanowskiego była niezachwiana wiara w Opatrzność Bożą i zgadzanie się we wszystkim z Jego świętą wolą. Wszelkie otrzymane łaski i dobrodziejstwa uznawał za widoczne znaki Opatrzności. Wierzył, że Pan Bóg czuwa nad wszystkim i przyjdzie z pomocą w stosownej chwili.

 

Rekolekcje w ciszy

 

Wiedząc, jak bardzo, do rozwoju życia duchowego, potrzebna jest refleksja nad własnym życiem i postępowaniem, co roku zwracał się z prośbą do ojców jezuitów w Śremie, aby mógł odprawić pod ich kierownictwem prywatne rekolekcje. Odczuwał w sercu głębokie pragnienie przebywania z Bogiem sam na sam. Chciał być z Nim nieustannie i zatapiać się w Jego miłości. Podczas rekolekcji przestrzegał ścisłego milczenia, wierząc, że chcąc usłyszeć Boga, trzeba odnaleźć ciszę i oddawał się wielogodzinnej lekturze Pisma Świętego i medytacji.

Ostatnie chwile

Modlitwa zajmowała zasadnicze miejsce w jego życiu. Pod koniec swoich dni, kiedy ciężka choroba nie pozwalała mu na wykonywanie jakichkolwiek czynności, leżąc przykuty do łóżka, modlił się nieustannie. Kiedy ks. Gieburowski, u którego mieszkał, zauważył ciągłe poruszanie się jego warg, nawet podczas snu i zdziwiony zapytał o przyczynę, Edmund ze zwykłą sobie prostotą odpowiedział, że kończy modlitwę, którą nie pamięta, kiedy rozpoczął.

 

Homo orans

 

„Homo orans”, człowiek modlący się, tak można określić bł. Edmunda. Modlił się całym swoim życiem, wszystko odnosił do Boga, żył w ścisłym zjednoczeniu z Nim. Modlił się nieustannie, zawsze i wszędzie, w pracy, w podróży, w domu i w kościele, ponieważ prawdziwym miejscem modlitwy jest serce. Modlił się sam, z siostrami, z dziećmi i z chorymi. Modlił się dziękując, prosząc, przepraszając i uwielbiając. Całe jego życie było jedną wielką modlitwą, było hymnem wyśpiewanym na cześć Stwórcy.

 

Sakrament pokuty i pojednania

 

Miłość Boga okazywana przez bł. Edmunda w modlitwie łączyła się z jego życiem sakramentalnym. Dostrzegał wielką wartość sakramentu pokuty i pojednania, dlatego regularnie raz w tygodniu, zazwyczaj w piątki, spowiadał się, chociaż ówcześnie praktykowano rzadkie korzystanie z tego sakramentu. Dla Edmunda spowiedź była bardzo ważna. Miał świadomość własnej słabości i grzeszności, dlatego z pokorą stawał przed Miłosiernym Ojcem i prosił o przebaczenie za popełnione grzechy i zaniedbania. Dbał o czystość serca, aby móc bez przeszkód przyjmować Chrystusa w Komunii świętej. Przygotowaniem dalszym do cotygodniowej spowiedzi był codzienny rachunek sumienia.

 

Eucharystia

 

Szczególnie umiłował Eucharystię, która stanowiła centrum jego życia. Z niej czerpał siły do pokonywania codziennych trudności. Udział w Eucharystii był dla niego bardzo ważny, dlatego bez wahania wstawał wcześnie rano i udawał się do oddalonego o 3 kilometry kościoła w Gostyniu. Kiedy nie mógł uczestniczyć we Mszy świętej, czuł się bardzo źle, nie miał chęci do jakiejkolwiek pracy i nic mu nie sprawiało radości. Odczuwał dziwny brak w sercu, którego w żaden sposób nie potrafił zaspokoić. Eucharystia stanowiła dla niego najwyższą wartość. Chociaż to nie było zgodne z ówczesnym zwyczajem, starał się jak najczęściej przystępować do Stołu Pańskiego. Było to dla niego bardzo ważne. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego ludzie tak łatwo odmawiają sobie tego niebiańskiego pokarmu. Edmund był głęboko zjednoczony z Chrystusem i z tej relacji czerpał siły do każdej działalności. Pragnął, aby wszyscy mieli możliwość poznania Jezusa i przyjmowania Go do serca w Komunii świętej. Dlatego organizował Msze Święte dla chorych, którzy nie mogli o własnych siłach pójść do kościoła, a także dla dzieci w ochronkach.
Wielką czcią otaczał Najświętszy Sakrament. Szczególnie cenił sobie czas adoracji. Wiedział, że aby dawać siebie innym, musi czerpać z prawdziwego źródła miłości, a tym źródłem było dla niego spotkanie z Jezusem Eucharystycznym. Chwile spędzone na kolanach przygotowały go do przyjmowania bolesnych doświadczeń z wiarą i ufnością.
Edmund Bojanowski prowadził dojrzałe życie sakramentalne. Przyjmował je w duchu wiary jako osobiste spotkanie z Chrystusem i przez to pozwalał Duchowi Świętemu kształtować swoje wnętrze.

 

„… największa jest miłość”

 

Miłość jest najgłębszym sensem ludzkiego życia. Dla wszystkich chrześcijan jest pierwszym i najważniejszym przykazaniem. Bóg jako Stwórca i Ojciec wszystkich ludzi jest najbardziej godny miłości. Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. Błogosławiony Edmund Bojanowski miał dobrze ustawioną hierarchię wartości. Dla niego Bóg był zawsze na pierwszym miejscu. Jego miłość do Boga wyrażała się w nieustannym pragnieniu przebywania w Bożej obecności, umiłowaniu Eucharystii, życia sakramentalnego i żywym kontakcie ze świętymi, a przede wszystkim w bezgranicznym zaufaniu Bogu i pełnieniu Jego woli.

 

sM. Michaela Konopko