Konsekracja zakonna oczami siostry nowicjuszki...
Konsekracja zakonna oczami siostry nowicjuszki...

Z osobą konsekrowaną jest trochę jak z instrumentem. Od momentu konsekracji już nie może grać na nim, czy szarpać którąkolwiek ze strun ktokolwiek. Nie może ona próbować za wszelką cenę dostrajać się do tej przypadkowej mieszaniny dźwięków całego świata, w której nie ma harmonii.

 

 

 

Kiedy myślę o konsekracji zakonnej – o poświęceniu się całkowicie i wyłącznie Bogu - i staram się ją dobrze zrozumieć, to myślę o elementach wspólnych z konsekracją, której jestem świadkiem już długo, czyli o konsekracji eucharystycznej – przemianie chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa podczas Mszy św.

 


Pierwszym podobieństwem jest to, że pomimo lekcji i wielu refleksji na temat konsekracji zakonnej pozostaje ona dla mnie wielką tajemnicą. Ale myślę, że nie można pojąć całkowicie czym ona jest, bo naruszałoby to naturę Boga, który za nią stoi. Kolejnym podobieństwem jest to, że przecież zewnętrznie nic się nie zmienia, a jednak to jakby nowe narodziny, rozpoczęcie nowego życia, wyrwanie z tego świata, a życie rzeczywistością nieba, a więc w ciągłej obecności Boga nieustannie wyśpiewując Jemu chwałę najdrobniejszym naszym ruchem. Przychodzą mi też na myśl słowa Jezusa z fragmentu o rozmnożeniu chleba: "To wy dajcie im jeść." Jest to jednocześnie trzeci element, który kojarzy mi się z konsekracją eucharystyczną. Myślę, że konsekracja zakonna jest zaproszeniem i uzdolnieniem dzięki łasce, aby było we mnie coraz mniej mojego "ja", a coraz więcej Chrystusa, a to oznacza m. in. bycie chlebem dla wszystkich. Oczywiście pierwsze jest oddanie się całkowite Jemu z miłości, aby On ten słaby i kruchy chleb poświęcił i pobłogosławił, a potem mógł rozdać, gdzie tylko będzie chciał. I to też jest dla mnie niepojęte, że Bóg wybiera właśnie ten kruchy chleb – słabego człowieka i konsekruje w całości, a tę ludzką słabość wykorzystuje, żeby objawić swoją wszechmoc. W momencie konsekracji zakonnej człowiek rzuca się w objęcia Bożej Miłości jak kropla wody, która w czasie Eucharystii wpada do kielicha wypełnionego winem i całkowicie w Nim znika. To nierozerwalne zjednoczenie. Ale ta kropla może też być symbolem zanurzenia w kielichu męki – w końcu konsekracja jest ofiarą, darem z siebie i także w tym upodobnieniem do Chrystusa.

 


Przyszło mi do głowy również porównanie: z osobą konsekrowaną jest trochę jak z instrumentem. Od momentu konsekracji już nie może grać na nim, czy szarpać którąkolwiek ze strun ktokolwiek. Nie może ona próbować za wszelką cenę dostrajać się do tej przypadkowej mieszaniny dźwięków całego świata, w której nie ma harmonii. Od tej chwili Pan Bóg przestraja ten instrument, jest dla Niego zarezerwowany i tylko On może delikatnie szarpać struny. Nie tylko struny duszy, ale i serca, myśli, woli, umysłu, etc. I jeśli ten instrument się podda Boskiemu Wirtuozowi, popłyną dźwięki pełne harmonii, jakby nie z tego świata. Idąc dalej za tym muzycznym porównaniem, widzę nasze wspólnoty zakonne jako orkiestry pod batutą Ducha Świętego, których muzyka, mam nadzieję, może przyczynić się jakoś do zbawienia świata, do czego Chrystus też przez konsekrację zaprasza.

 


Jak się to wszystko dzieje, pozostaje tajemnicą, którą trzeba z pokorą przyjąć sercem pełnym wdzięczności za tak wielki i niepojęty dar.

 

"Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej, póki nie zechce sama" (Pnp 3,5) I tym czasem budzenia się jest według mnie nowicjat. Budzenie przez tęsknotę za Bogiem, aby pewnego dnia usłyszeć głos Oblubieńca, który mówi: "Oto przede mną winnica, moja własna" (Pnp 8,12) i stać się osobą konsekrowaną.


s. now. Julia Kowalczyk