Kamerun: list z Mandamy
Kamerun: list z Mandamy

Zmuszona do małżeństwa... Peryferia misyjne nadal są wymagające i wskazują na potrzebę poszanowania praw każdego człowieka, na potrzebę obecności misjonarzy, przekazywania wartości i wiary chrześcijańskiej.

Jesteśmy w Mandamie, na jednej z naszych misji w Kamerunie, gdzie pracują siostry służebniczki od prawie 40 lat. Piękna misja wśród szczepu Daba. W Mandamie prowadzimy internat dla dziewcząt ze szkoły średniej, mamy 20 miejsc. Wiktoria jest w internacie od czterech lat, miejscowość z której pochodzi oddalona jest od Mandamy 15 km. Dziewczyna bardzo dobrze radzi sobie w szkole, w tym roku zdała jeden z ważniejszych egzaminów. Po zakończeniu roku szkolnego pojechała do domu, gdzie rodzice przedstawili jej mężczyznę za którego miała wyjść za mąż. Wiktoria nigdy go nie widziała, gdy próbowała coś powiedzieć, rodzice nie chcieli jej słuchać, zabronili też poinformować o tym fakcie siostry. Data ślubu tradycyjnego była przewidziana na niedzielę, 22 czerwca. Przygotowania już się rozpoczęły.


W każdą środę jest w Mandamie targowisko na które przybywają sprzedawcy z okolicznych miast i wiosek. Między nimi był też przyszły mąż Wiktorii. Korzystając z okazji, rozdawał zaproszenia na ten ślub, w ilości 800 egzemplarzy. Nie mogło to ujść uwadze ludzi i po kilku minutach jeden z mieszkańców Mandamy przyszedł na misję z tym zaproszeniem. Byłam w tym dniu sama w domu, zaskoczenie było ogromne, zwłaszcza że Wiktoria o niczym nie wiedziała. Z powodu obowiązków nie mogłam udać się do wioski Wiktorii w środę, pojechałam tam w sobotę rano. W między czasie powierzyłam całą sprawę Edmundowi Bojanowskiemu.


Droga do wioski Pal-Pal prowadzi przez góry, trzeba było jechać na motorze. Gdy zbliżałam się do domu, Wiktoria wybiegła na spotkanie jakby chciała powiedzieć dzięki Bogu, że Siostra przyjechała. Ojciec Wiktorii nie miał ochoty się zbliżyć, ale przyszedł się przywitać i to była okazja by zadać pytanie w sprawie ślubu. Tata zmieszany, prosił o przebaczenie, wie że to ślub z przymusu, do rozmowy włączyła się Wiktoria, która mówi, że nie zna tego mężczyzny i że nie chce tego ślubu, łzy płyną jej z oczu. Zapytałam więc gdzie jest ten kandydat na męża, okazało się, że jeszcze nie przyjechał z miasta. Powiedziałam więc, że ślubu nie będzie dopóki go nie zobaczę. A w innym wypadku skończy się to złożeniem skargi, gdyż dziewczyna nie jest pełnoletnia.


Całej tej rozmowie towarzyszyła mi wewnętrzna modlitwa do Ojca Założyciela, któremu edukacja młodych dziewcząt tak bardzo leżała na sercu. Spotkałam się także z mamą Wiktorii, która płacząc prosiła o pomoc, powiedziała też, że ten projekt małżeństwa trwa od czterech lat i tata brał już pieniądze, gdyż według tradycji trzeba wykupić dziewczynę. Miała iść do tego mężczyzny jako trzecia żona. To samo zrobił wcześniej z jej starszą siostrą, która aktualnie ma bardzo trudne życie.


Pomyślałam sobie do czego to dochodzi w naszych czasach na peryferiach i zrozumiałam dlaczego papież Franciszek nas tam wysyła. Przed powrotem do Mandamy powtórzyłam jeszcze, że chcę koniecznie zobaczyć kandydata na męża. Wróciłam około 15.00. Dwie godziny później widzę tatę Wiktorii z dwiema osobami. Przywitałam się grzecznie, gdy po wstępnych pozdrowieniach usiedliśmy, tata przedstawił mi owego kandydata na męża, zobaczyłam mężczyznę w średnim wielu, dobrze ubranego, z wypastowanymi butami i pomyślałam sobie jak bogactwa tego świata mogą przyciągnąć ludzi nawet za cenę sprzedania własnego dziecka, gdyż inaczej trudno to wytłumaczyć. Rozpoczęłam więc rozmowę pytając czy naprawdę chce ożenić się z Wiktorią, która jest w naszym internacie od czterech lat. Odpowiedział tak, dorzucił jeszcze, że wszystko jest przygotowane, goście zaproszeni, posiłek czeka, trzeba tylko przyjść i świętować. Teraz chce tylko zabrać swoją żonę. Zapytałam więc czy Wiktoria zgadza się na to by nazywać ją żoną przed ślubem? A on odpowiedział mi, że ustalił to z ojcem dziewczyny, jej zdanie się nie liczy. Kontynuowałam więc z następnym pytaniem czy według prawa kameruńskiego ogłosił planowane małżeństwo trzy miesiące przed datą ślubu? Odpowiedział że jego to nie dotyczy. Na zaproszeniu data ślubu to niedziela, pytam więc od kiedy urzędy w Kamerunie są otwarte w niedzielę? On nic nie odpowiedział. Po chwili milczenia mówi, że zainwestował w to dużo pieniędzy i ma prawo do dziewczyny, w tym momencie był już zdenerwowany. Zapytałam więc czy Wiktoria go kocha, a on odpowiedział, że to nie ma znaczenia, że jej zdanie się nie liczy, on ma do niej prawo bo zapłacił ojcu. Widząc, że sytuacja staje się niebezpieczna, powiedziałam, że chciałabym porozmawiać z Wiktorią przed tym ślubem. Rozstaliśmy się bez sowa, całą noc nie spałam, bojąc się, że coś w nocy się wydarzy. Cały czas się modliłam, rano nie wierzyłam własnym oczom, gdy zobaczyłam Wiktorię na misji, przywiózł ją tata, zapytałam gdzie spędziła noc, powiedziała że w domu i że rodzina bała się zrobić coś na siłę, gdyż stanęłam w jej obronie. Powiedziałam więc, że Wiktoria nie opuści misji chyba że z policją. Przyszły mąż się zdenerwował i odjechał, my udałyśmy się na Mszę św. Powierzając całą tą sprawę Bogu, nie wiedząc jednocześnie co się wydarzy.


Po Mszy św. ukryłam Wiktorię w internacie, przed bramą zobaczyłam cztery motory i usłyszałam krzyczącego ojca chcę moją córkę. Przyszli ludzie z wioski, zdecydowałam się zawołać policję. Policjanci, którzy strzegą nas od dłuższego czasu przybyli niezwłocznie mówiąc ojcu i przyszłemu mężowi, że grozi im więzienie, dziewczyna nie jest pełnoletnia i państwo nie pozwala na małżeństwa z przymusu, każdy ma wolny wybór. Słysząc ostre słowa policjanta, przyszły mąż uciekł i cała reszta za nim. Wiktoria została na misji trzy dni, na trzeci dzień przyjechał jej tato i prosił o przebaczenie, mówił, że może spokojnie wrócić do domu i że po wakacjach będzie kontynuować szkołę.


Dzięki Bogu wszystko dobrze się skończyło. W roku błogosławionego Edmunda dokonują się cuda. Polecam modlitwie sprawę edukacji młodych dziewcząt, one często wobec presji rodziny są bezsilne. Nasza obecność na tej ziemi pozwala powoli coś zmieniać, w całym tym wydarzeniu widzę jak łaska Boża działa, z całego serca dziękuję też za modlitwę w intencji misji.


sM. Agnès Tongou