Doświadczyła łez... Zaryzykowała.
Doświadczyła łez... Zaryzykowała.

Tak bardzo tęskniła za miłością. Tak chciałaby, żeby ktoś przywrócił jej godność, żeby odkrył jej prawdziwe piękno, żeby wywołał uśmiech na jej twarzy… Potrzebuje tego, który – może jako pierwszy odkąd idzie tą swoją nieszczęśliwą drogą – spojrzy na nią w sposób czysty i dobry, który zrozumie jej łzy, przemieni smutek w radość.

 


Smutek – odwrotność szczęścia?


Jezus zaprasza nas do świętości i stawia wobec kontrowersyjnego błogosławieństwa. Mówi: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni”. Błogosławieni,  ...którzy płaczą..., ...pogrążeni w żałości..., ...bolejący, będący w żałobie... Błogosławieństwo to wydaje się trochę nie logiczne, nie można przecież być szczęśliwym płacząc; można płakać z radości, ale nie ze smutku czy z żalu... Smutek wydaje się być odwrotnością szczęścia. Jest doświadczeniem niedoskonałości, braku, przegranej. Skupia w sobie to wszystko, co odbiera radość życia.
Jezus stawia nas wobec paradoksu, pokazując, że szczęście jest w tych, którzy się smucą, którzy płaczą.

Droga łez


Ojcowie Kościoła mówili, że  łzy chronią, oczyszczają i obmywają nas i jest to dar, o który trzeba prosić. Łzy przyciągają Ducha Świętego, który jest naszym obrońcą i pocieszycielem. Ten, który płacze, zamiast być w sytuacji słabości, znajduje się na pozycji siły. Jest chroniony przez swoje łzy. „Szczęśliwy, który płacze!” Przyciąga on do siebie swego Obrońcę. Jego słabość staje się jego siłą.
Ten, kto płacze, doznaje ulgi. Jego ból wyraża się, rozpływa we łzach. Trzeba nam pośród bólu, cierpienia, trudności jakie przeżywamy odnaleźć drogę łez. Łzy są darem Ducha. Najczęściej są łzy wylewane nad naszym własnym cierpieniem, nad cierpieniem, które dostrzegamy w naszym życiu. Jezus zaprasza nas dzisiaj do oddania Mu swego cierpienia, do oddania Mu swoich łez, by od tej chwili przestały już być nasze, ale należały do Niego, do Tego, który ma moc przemieniać je w radość i pokój.



Dotknąć szczęściem samego dna serca



Można mieć łzy w oczach i być człowiekiem szczęśliwym. Kiedy wracam do Boga, pozwalam Mu wejść w moje życie nawet za cenę wylanych łez nawrócenia, łez, które zmywają grzechy, krwawych łez wewnątrz nas samych, które, oznaczają, że nasze serce krwawi na widok bólu, który przez nasze grzechy sprawiliśmy Bogu i ludziom. Gdy się nawracam szczęście dotyka samego dna serca. Bóg nie daje wesołości, ale szczęście, które ogrania i przenika do głębi. Szczęście należy do tego, który płacze, on już jest pocieszony! Szczęście we łzach, szczęście w cierpieniu już samo w sobie jest piękne. Moje szczere łzy torują mi drogę do Boga, łączą mnie z Nim…


O smutnej ryzykantce i szczęśliwym spotkaniu


W Ewangelii wg św. Łukasza czytamy:
 Jeden z faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. […]. Jezus zwróciwszy się w stronę kobiety, rzekł do Szymona: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i otarła je swymi włosami” (Łk 7,44).

Kobieta, o której mówi Łukasz każdym swym gestem wyraża swoją miłość do Jezusa: przyniosła flakonik; stanąwszy u nóg Jego; płacząc zaczęła łzami oblewać Jego nogi; włosami swej głowy je wycierać; całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Ona cała zwraca się ku Jezusowi: oczy, dłonie, usta, włosy, ale to co tu czyni względem Jezusa, każdy jej ruch i gest nabierają nowego znaczenia. Jej działanie jest wyrazem miłości, która przemienia oraz głębokiego pragnienia pokoju, pojednania z samą sobą i wybaczenia dokonanego w głębi samej siebie. Miłość czyni ją wolną. Wybiera ona bliskość Jezusa, pomimo drwin i upokarzających spojrzeń biesiadników; wybiera czułość i delikatność, pomimo chłodnej „uprzejmości”; wybiera hojną bezinteresowność wylewając drogocenny olejek na stopy Pana, pomimo egoistycznego zapatrzenia w siebie i koncentracji na własnych potrzebach. Ma odwagę wyznać swój grzech, ale jednocześnie wierzy, że jej ubóstwo, może zostać przemienione przez miłość. Wierzy, że istnieje także dla niej możliwość nowego życia! Również dla niej istnieje nadzieja na lepsze jutro. Ta kobieta obmywa łzami swoją relację do Boga, jej łzy to łzy żalu, łzy serca poranionego, łzy wiary i tęsknoty całego jej człowieczeństwa do powrotu do życia w czystości, piękności i godności jej serca i duszy. To łzy prośby o przebaczenie przez Boga, wszystkich popełnionych grzechów. Obmywała nimi stopy Jezusa i wycierała je swoimi włosami, całowała i namaszczała olejkiem. Ona przeczuwa, że posiada serce zdolne do kochania w sposób doskonalszy, na sposób Boży. Dlatego wykorzystuje sytuację i ryzykuje całą sobą. Ryzykuje, ponieważ kocha!  


Nasze grzechy potrzebują Jezusa


Tak bardzo tęskni za miłością. Tak chciałaby, żeby ktoś przywrócił jej godność, żeby odkrył jej prawdziwe piękno, żeby wywołał uśmiech na jej twarzy… w środku pozostała czysta, dlatego właśnie może być tak blisko Jezusa. Jakby przeczuwając, że On tak właśnie patrzy na nią. On, „przyjaciel celników i grzeszników” (Łk 7, 34). On, który „w tym właśnie czasie wielu uzdrowił z chorób, dolegliwości i od złych duchów” (Łk 7, 21). Słyszała o Nim i dlatego przyszła…  Potrzebuje Jezusa. Potrzebuje tego, który – może jako pierwszy odkąd idzie tą swoją nieszczęśliwą drogą – spojrzy na nią w sposób czysty i dobry, który zrozumie jej łzy, przemieni smutek w radość.


Także i w naszym życiu wyzwolenie z grzechu nie dokona się bez Jezusa. Tylko On ma władzę powiedzieć: „Odpuszczone są twoje grzechy” (Łk 7, 48). Bóg przyszedł na ziemię, aby ocalić w człowieku to, kim jest on naprawdę. Aby ocalić w człowieku to, co dobre, piękne i święte. Aby ocalić w nim wiarę w siebie, w przebaczenie, w miłość. Nasze grzechy, małe i wielkie, potrzebują Jezusa, Zbawiciela. Tego, który tak zwyczajnie i po prostu nas kocha…


Uzdrawająca moc smutku


Doświadczenie smutku jest próbą, przez która przejść można tylko z Bogiem. Bóg uczy nas uzdrawiającej mocy smutku. On bowiem jest niosącym pociechę. Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni – mówi do nas Jezus. Kto trwa w Jego bliskości, kto każdy dzień składa u Jego stóp, kto z Nim przeżywa swoje życie, doświadczy prawdziwości tego błogosławieństwa. Doświadczy jak łzy zamieniają się w radość, a smutek znika.

 

s.M. Laureta Kobylińska