Czy Adwent kończy się Bożym Narodzeniem? To zależy…
Czy Adwent kończy się Bożym Narodzeniem? To zależy…

Noc Bożego Narodzenia pozostanie jedynie ciemną nocą, jeśli nie otworzymy się na Adwent i nie wejdziemy w czas, który już trwa! Trzeba zamilknąć, usłyszec i zobaczyć. Rozpoczął się w naszym życiu kolejny Adwent. Tak niespodziewanie i tak szybko, może nawet za szybko… Niby planowo, zgodnie z kalendarzem, ale jak zwykle nas trochę zaskoczył, mówimy: „To już Adwent!” (z akcentem na „już”). Tak, to już…


Stresujące „już”


„Już Adwent” – stosunkowo dość szybko dociera do nas ta świadomość, kiedy mija się migocące na całego wystawy sklepowe. Niejednokrotnie przyprawiają o zawrót głowy a nawet złudne pytanie: „Czy tak przypadkiem już nie skończył się Adwent, czy to nie są już święta?”
„Już Adwent” – przychodzi taka myśl, kiedy robimy grudniowy plan podziału finansów: to na choinkę, to na prezenty, to na karpie… Cóż, budżetowych labiryntów nie da się ominąć.
„Już Adwent” – bo niespokojny i zaskoczony człowiek dziwi się temu, co dzieje się z czasem… Znowu minął rok od ostatniego Adwentu. Dużo myśli: różnych, w biegu, pytających. A może „To już Adwent!” z akcentem na „Adwent”? Może warto znaleźć chwilę, aby wypowiedzieć owo znane „to już Adwent…” w nieco innej scenerii życia: zadbać o miejsce i czas, zapalić świecę i dodać do wieczornej chwili rozmowy z Bogiem nasze tęskniące i oczekujące „To już Adwent…” Naprawdę zmienia usposobienie serca, bo nie tyle niepokoi, co zatrzymuje.

Adwent: pustynia serca czy „pustyniopodobne klimaty” – zamilknąć

Już Adwent, już czas. Czas w naszym życiu na pustynię, ale taką bez biletów na lot na Saharę, Gobi czy Kara-kum. Pustynia zatrzymuje. Czas zatrzymać nad tym, co najważniejsze. Wyjść na pustynię, to zostawić to, co zbędne. Na pustynię zabiera się ze sobą wodę, ale nie obciąża się zbędnymi gadżetami. Prawdziwa pustynia uczy pokory, zależności. A to nie takie proste… dlatego jest wyjście - można stworzyć sobie imitację pustyni. Ale poprószenie piaskiem po swoim „życiowym gniazdku” i po swoich „wygodnych kanapach” choć stwarza „pustyniopodobne klimaty”, to nie jest pustynią serca. Usposabia pozytywnie do życia, ale go nie dotyka prawdą. Pustynia to miejsce, gdzie Bóg mówi do serca. Czas na ciszę – na zdjęciu ilustrującym ten wpis widzimy trzy aniołki. Pierwszy milczy, jest czas mówienia i czas milczenia. Pustynia uczy nadziei. Jaka nadzieja, taka pustynia. „Jeśli jednak mamy nadzieję na to, czego nie widzimy, to wytrwale tego oczekujmy” – mówi św. Paweł (por. Rz 8, 25).


Ciemności dni adwentowych i światło nocy Bożego Narodzenia - widzieć

Już Adwent, już czas. Czas na światło, na otwarcie oczu (na ilustracji anioł środkowy). Niedawno miałam okazję poznać bardzo ciekawego człowieka. Był to rozpalony radością dzieciak, który wybiegł ze sklepu z czymś wyraźnie schowanym pod kurtką. Biegał tam i z powrotem, szepcząc sobie coś pod nosem. Za chwilę okazało się, że uciekł mamie ze sklepu po chwili jak otrzymał do ręki nowo zakupiony lampion na roraty. Kiedy właśnie mijał mnie, zaabsorbowany swoim zapalonym lampionem schowanym pod kurtką i najwyraźniej szukający ciemnego kątka, usłyszałam jak szeptał do siebie z uśmiechem na ustach: „Roświetlimy wszystko, światełko wszystko przetrzyma”. Ta dziecięca prawda wypowiadana szeptem, bez przerwy i jeszcze sepleniąco wydaje mi się bardzo ciekawa. Noc pozwala świecić światłu, jest wtedy jaśniejsze, wyraźne. W Adwencie jest obecny symbol ciemności. Czekamy, trwamy przy Bożym Słowie jak przy lampie, słuchamy Bożej mowy i czekamy na Niego z  tęsknotą, aby zobaczyć. „Dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach” (2P 1, 19). Trwać przy Słowie Bożym, jak przy lampie, wtedy ciemności nie są tak ciemne choć obecne. Trwać przy lampie Słowa Bożego i czekać na świt! Noc Bożego Narodzenia pozostanie jedynie ciemną nocą, jeśli nie doświadczy się cierpliwości ciszy i radości oczekiwania w ciemnościach na Tego, który przychodzi. „Dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach” (2P 1, 19)

O adwentowym rodzeniu się dobra - słyszeć


Już Adwent, już czas. Czas na dobro, ale nie takie z promocji przedświątecznej, jednorazowe, brokatowe, czynione tylko w tym okresie, aby z dumą zapisało się w kronice naszych serc jako zaliczone. Świąteczne okazje uczą nas dobra czynionego na co dzień, aby nie udawać „niesłyszących” – otworzyć się na innych (patrz: ilustracja, anioł trzeci). Adwentowy czas, świąteczne okazje budzą nasze serca do czynienia dobra nie po to, aby po świętach rozpakować prezenty, pogasić choinki i „zapakować” naszą dobroć w sztywny, gruby celofan z podpisem „Nie dotykać! Do użytku za rok”. Dobro trzeba kochać. Kochać całym sercem, całą duszą, całym umysłem, ze wszystkich sił… Co nam to przypomina? Jednym słowem: Dobry Bóg i dobre życie. Dobre czyny i dobre słowo jest dla wytrwałych. A wytrwali wyrastają w oczekiwaniu, cierpieniu, cierpliwości, pomimo trudności… To takie adwentowe! Adwent to czas rodzenia się w nas na nowo dobra! Tak jak by coroczny Adwent był czasem wychowania nas przez Boga na ludzi dobrych i wytrwałych. Bóg, na którego czekamy, jest dobry, choć daje nam i światło, i ciemności. Przyjdzie do ludzi dobrych i do tych, co jeszcze nie wiedzą, że są dziećmi Dobrego Boga. Przyjdzie do tych, którzy powitają Go swoim: „Gloria!”, ale i do tych, co miną Go obojętnie. On przyjdzie, to pewne! Ale kto Go spotka? I tu właśnie jest miejsce na nasze osobiste odpowiedzi. Dlatego mamy czas Adwentu.


Wejść w oczekiwanie, trwać i wierzyć

Jeśli nosimy w sobie plątaninę niepokoju i szukamy Boga w gąszczu życia, to czas na pustynię w naszych sercach.

Czas, aby otworzyć się na prawdę.
Jeśli zaciemnieją się sprawy ważkie, a płytkość życia bierze górę, to czas na trwanie przy lampie Bożego Słowa.

Czas, aby mówił Bóg.
Jeśli chcemy dobrze, a lepi się do naszego życia bylejakość, to czas na dobro uczynione drugiemu.

Czas, aby zobaczyć Boże Oblicze w innych.
Trwa Adwent. To nie czas smutku, ale radosnego oczekiwania.

Żyjemy w „epoce barów szybkiej obsługi”, przyzwyczajeni do natychmiastowego zaspokojenia. Natomiast Adwent, jak co roku, ma swój rytm, jak co roku roraty, jak co roku… Czy wytrwamy? Przypominają mi się słowa z piosenki „Bóg map nie rozdaje”:
„A Ty czasu nie mierzysz
Nie wiem czy mi wystarczy sił
Na wędrowanie”.
Trwajmy przy lampie Bożego Słowa. W pierwszą niedzielę Adwentu słyszymy św. Pawła, który mówi: „(Bóg) będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym” (1Kor 1, 9).  Trwajmy… Adwent kończy się Bożym Narodzeniem. Adwent kończy się przyjściem Boga. Coroczny Adwent kończy się Bożym Narodzeniem. Adwent całego naszego życia ufamy, że zakończy się wiecznością... jeśli wykorzystamy te coroczne Adwenty.

s.M. Daniela Veselivska