Błogosławiony tygodnia - 19.03. - Marceli Callo
Błogosławiony tygodnia - 19.03. - Marceli Callo

Oskarżenie brzmiało: "Jest pan za bardzo katolicki". Próby sprawiły, że jego miłość do Chrystusa stała się dojrzalsza. Z więzienia napisał do swego brata, który dopiero co przyjął święcenia kapłańskie: "Na szczęście On jest przyjacielem, który nigdy mnie nie opuszcza i wie, jak mnie pocieszyć. Z Nim mogę przejść najgorsze chwile.

 

 

 

Świętość człowieka nie zależy od jego wieku... I całe szczęście! Z uśmiechem patrzymy na młodych żyjących wiarą, są dla nas radością a czasem wyrzutem, bo już ostygliśmy w zapale, w gorliwości. Tymczasem św. Jan Paweł II mówi: „Świętość jest zawsze młoda, tak jak wieczna jest młodość Boga.” Wniosek tego jest prosty – każdy święty– niezależnie od liczby przeżytych lat - jest młody!

Marceli przyszedł na świat we francuskim Rennes 6 grudnia 1921 r. Był najstarszym z dziewięciorga dzieci niezamożnych rodziców. Kiedy tylko trochę podrósł, pomagał matce w domu. W trzynastym roku życia zaczął pracę w drukarni. Nie był zadowolony z panującej tam atmosfery, koledzy razili go wulgarnym językiem, dlatego chętnie chodził na zajęcia prowadzone przez członków Stowarzyszenia Młodych Robotników Katolickich (JOC). Należał także do harcerstwa. W 1935 roku sam wstąpił do JOC, by apostołować wśród robotników.

 


W tym czasie Marceli zakochał się w Małgorzacie Derniaux. Zwierzał się koledze: "Aż do dwudziestego roku życia nie chodziłem z dziewczyną, bo wiedziałem, że muszę czekać na prawdziwą miłość. Trzeba doskonalić serce zanim się je ofiaruje komuś, kogo wybrał mi sam Chrystus". Marceli i Małgorzata przyrzekli sobie nawzajem, że będą dla siebie wsparciem duchowym, odmawiając te same modlitwy i często przystępując do Komunii świętej.

 


Brzemiennym w skutki był dla Marcelego rok 1943. W marcu, podczas bombardowania, zginęła jego siostra, a on sam został wysłany na roboty do Niemiec. Trafił do Zella Melis, do fabryki produkującej rakiety. Początek był bardzo trudny. Ogarnęło go przygnębienie. Pracował w fabryce po 11 godzin dziennie. Zaczął podupadać na zdrowiu. Kiedy jednak znalazł w okolicy kaplicę, w której sprawowano w niedziele Mszę świętą, odzyskał siłę ducha. Wkrótce zorganizował wśród kolegów grupę sportową i teatralną, także Msze święte w języku francuskim.

 


Jego wiara i duch apostolski nie pozostały niezauważone. W kwietniu 1944 roku został aresztowany. Oskarżenie brzmiało: "Jest pan za bardzo katolicki". Próby sprawiły, że jego miłość do Chrystusa stała się dojrzalsza. Z więzienia napisał do swego brata, który dopiero co przyjął święcenia kapłańskie: "Na szczęście On jest przyjacielem, który nigdy mnie nie opuszcza i wie, jak mnie pocieszyć. Z Nim mogę przejść najgorsze chwile. Jakże wdzięczny jestem Chrystusowi za to, że przyprowadził mnie w miejsce, w którym obecnie przebywam". Marceli został wywieziony do obozu w Gotha, a później do obozu koncentracyjnego we Flossenburgu, a na koniec w Mathausen-Gusen. Jeszcze w Gotha koledzy z JOC podali mu w ukryciu Komunię świętą. Marcel zanotował wtedy w dzienniczku: "16 lipca... Komunia... wielka radość". W Mathausen-Gusen warunki obozowe były znacznie gorsze. Stale chorował, ale znosił wszystko spokojnie, w duchu ufności w Bożą wolę. Wszystkich zachęcał do modlitwy.

 

Skrajnie wycieńczony, odszedł do Domu Ojca w dniu 19 marca 1945 roku, w uroczystość św. Józefa. Dokładnie dwa lata wcześniej żegnał na dworcu w Rennes swoją narzeczoną. Małgorzata powiedziała mu wtedy, że zostanie męczennikiem, on jednak pokręcił głową. "Nigdy na to nie zasłużę" - odrzekł. Do grona błogosławionych wprowadził go Jan Paweł II w dniu 4 października 1987 roku. W czasie homilii Ojciec święty powiedział: "On przypomina nam wszystkim, ludziom świeckim, duchownym, księżom, biskupom, o powszechnym wezwaniu do świętości, świętości i młodzieńczej duchowości, której tak bardzo potrzebuje nasz zachodni świat, aby móc głosić Ewangelię".

 



«Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. (Dz 10,34b-35)  Panie, pragnę i ja być miłym Tobie. Pragnę ufać i Tobie zawierzać moje życie. Każdy dzień przyjmować z wiarą – wszak  we wszystkim co mnie spotyka dostrzec mogę Twoją miłość i miłosierdzie. Jezu ufam Tobie!

 

s.M. Elżbieta Bujok